Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

22 lip 2013

1000 wyświetleń

Siemeczka miśki ;)

Nadszedł ten czas, żeby poświętować pierwsze 1000 wyświetleń bloga. Miejmy nadzieję, że nie ostatnie ;) Przygotowałam mały bilans wyciągnięty ze statystyk Blogspota, jakimi raczył mnie serwis przez te 1000 kliknięć. Przyjrzyjcie się!




Tu nie mogłam uwierzyć, że aż 60 wyświetleń pochodziło z IE. To chyba ktoś wyjątkowo cierpliwy, albo wiele wyjątkowo cierpliwych  ktosiów ^^ I tak ich kocham ♥


Tu mnie cieszy, że zaglądacie do mnie nie tylko z komputerów, ale także z telefonów i tabletów. Dziękuję ♥


Ten screen cieszy mnie szczególnie. Bardzo miło jest wiedzieć, że ktoś spoza granic Polski regularnie przegląda bloga ;) Dziękuję tym czytelnikom ♥ Ktoś z Malezji zabłądził na tego bloga - czemu to nie byłam ja?! Od zawsze marzę o zwiedzeniu Kuala Lumpur :D

Dzięki dzięki dzięki wszystkim, którzy byli na moim blogu! Uwielbiam Was za to, dajecie mi motywację i siłę do dalszego pisania. Dziękuję wszystkim ♥

Ariana

PS: Fanów The Vampire Diaries zapraszam na drugiego bloga, którego współtworzę wraz z MissBloody - tvd-wiki.blogspot.com . Jest to tłumaczona z języka angielskiego wikipedia TVD, dopiero raczkujemy (5 odcinek 1 sezonu) ale nie zamierzamy przestawać!

__________

Link do nowej notki dla tych, którzy przegapili pojawienie się:


W sumie moja wina, zawaliłam stronę główną statystykami i zasłoniłam notkę. Czytajcie!



22 lip 2013

Śmierć Marata

Cholera.
Po tym, jak ta szmata zniknęła z Christine pobiegłem za nimi, jednak wiele tym nie wskórałem - nie zostało po nich nic poza lekką nutą perfum jednej z dziewczyn. Której, nie pamiętałem. 
Wyciągnąłem telefon i wstukałem numer Sary, zapominając o książce kontaktów.
- No co się dzieje, młody? Jak tam mizianie się z Marry? - Mówiła tym tonem głosu, którym najczęściej się ze mnie nabijała.
- Nie mam czasu na żarty, Sara - Powiedziałem ostro i szybko. - Przyjeżdżaj pod ratusz, jesteś mi potrzebna. A raczej twoja wiedza. - Rzuciłem i rozłączyłem się, po czym szybko wyszukałem numer Marry.
A nuż odbierze. Może Liam mi pomoże... Taak. Może się przydać.
- Cześć kotku - Zamruczała uwodzicielsko asanga. - Domyślam się, że dzwonisz dowiedzieć się co u naszej wspólnej kochanej koleżanki Chris. Możesz posłuchać - Powiedziała i po tych słowach słyszałem tylko pustkę.
Potem rozległ się drastycznie dziwny dźwięk podobny do rozgniatanej brzoskwini i okropny, przeciągły krzyk roznoszący się echem i dochodzący do mikrofonu w komórce Marry. Po moich plecach przeszedł dreszcz.
- Marry, do cholery, uspokój się, to człowiek! - Krzyknąłem. - Może wolisz pomolestować mnie, co? Tylko podaj mi adres. - Zaoferowałem pełen nadziei, że się uda. 
Trzasnęły drzwi w słuchawce komórki.
- Hmm... Ty przyjedziesz, ja ją wypuszczę ale nie wiem, czy molestowanie mi wystarczy. - Drażniła się ze mną, podczas gdy w tle było słychać bolesne pojękiwania zranionej Christine.
- Mar, nie mam ani czasu, ani ochoty na takie bezsensowne rozmowy. Podaj adres, przyjadę z Sarą. Sara zabierze dziewczynę a ja zostanę z tobą i opowiesz mi o swoich planach w stosunku do mnie, okej? - Ciągle trzymałem się tej małej iskry, która kazała mi wierzyć w to, że moje żałośnie desperackie słowa ułożone bez składu coś zdziałają.
- Ciekawie brzmi. South Park 9. Piwnica. Ta suka nie zasłużyła sobie na więcej - Powiedziała i rozłączyła się. 
Czy ona naprawdę była taka naiwna? Nawet ja słyszałem, jak bardzo godna politowania jest propozycja, którą jej złożyłem. Ona była po prostu głupia. Głupia na tyle, żeby się nie zorientować, że po jej wyskoku z krwią przygotowałem się. Miałem na podorędziu Sarę, która wjechała na plac kilkanaście sekund po skończeniu rozmowy z moją eks.
- Jesteś w końcu - Westchnąłem.
- Jakie w końcu? Trochę wdzięczności. Wyrobiłam się w dokładnie... - Spojrzała na ekran komórki. - Siedem minut. Bez pretensjonalnych westchnień, proszę. - Powiedziała sztywno i spojrzała na mnie. - Co się dzieje?
- Marry porwała Chris, która prawdopodobnie jest mocno ranna, trzyma ją w piwnicy i nie wiadomo, co jej robi. Ty i ja jedziemy jednym autem, ty zabierasz Chris i wciskasz ją do szpitala, potem wracasz pieszo z powrotem i zabieramy się od Marry. Jasne? - Zakomunikowałem krótko plan działania i, nie czekając na odpowiedź siostry, wsiadłem do R5.
- Eee... Okej? - Powiedziała pytającym tonem, nie mogąc chyba do końca przyswoić tylu informacji.

۞۞۞

Siedziałam samotnie w zimnej, ciemnej i pachnącej pleśnią piwnicy jednej z kamienic na przedmieściach miasta. Związane ręce i wepchnięta w usta brudna od oleju szmata nie poprawiały mojej sytuacji, nie zapominając o rozgryzionym nadgarstku niedbale przewiązanym innym brudnych skrawkiem materiału. "Opatrunek" przesiąkł już w całości krwią i jej wąska, ciepła strużka spływała po mojej dłoni w dół palca wskazującego. Cóż za artystyczny widok. Jak ze "Śmierci Marata". Może ktoś to uwieczni, jak już znajdzie mnie martwą, pożeraną przez szczury i robaki.
Przez małe okienko umieszczone pod sufitem piwnicy sączyło się dzienne światło, które na domiar całego nieszczęścia raziło mnie wprost w oczy. A może Marry specjalnie mnie tak usadziła? Próbując zmniejszyć swoje cierpienia przesunęłam się niezgrabnie o milimetr, z wysiłkiem podnosząc tyłek na kilka centymetrów. No i, oczywiście w ramach mojego cudownego stanu, przewróciłam się na prawe ramię, nie mogąc utrzymać równowagi przez związane ręce. Brawo dla niezdarnej Chris. W nagrodę za sprawność ruchową dostajesz uwalaną śmieciami twarz.
Podłoga, nazywając rzeczy po imieniu., po prostu śmierdziała. Przez nagromadzony kurz i brud stała się obrzydliwie miękka. Przewróciłam się na plecy i wpatrywałam się w sufit. Właśnie wtedy w drzwi zaczął walić jakiś ciężki przedmiot, a po chwili ukazała się kobieca sylwetka. Co więcej - to nie była Marry.
- No cześć. Zabieram cię stąd. - Powiedziała lekko, jakby przyjechała na imprezę po siostrę.
Aha. Czyli przybył rycerz.
Zemdlałam.

۞۞۞

Szedłem po wyłożonej ciemnymi panelami klatce schodowej, zmierzając do mieszkania, które wskazała Marry. Patrzyłem jej prosto w twarz i widziałem wiele dziwnych błysków. Przemknęło mi przez myśl, że jest opętana. Wołajmy o księdza...
- Witaj Dave - Rzekła, po czym gestem godnym stewardessy wskazała dłonią na drzwi po jej prawej stronie. - Wejdź, proszę. - Rzuciła po czym weszła do mieszkania, przy okazji kręcąc pupą. 
Wyglądało to dość komicznie.
- A zatem, co chcesz ze mną zrobić w zamian, co? - Tylko skończyłem artykułować ostatnią głoskę i poczułem, jak coś ciężkiego przygniata mnie do przeciwległej ściany. - Co do cholery... - Zakląłem.
- Jak już mówiłam, molestowanie mnie całkowicie nie interesuje... 
- Od kiedy? - Przerwałem. Za karę dostałem w twarz.
- Nie waż się przerywać. - Warknęła. - Zamiast tego chciałabym, żebyś był mi dozgonnie oddany - Powiedziała i natychmiast zmieniła głos. 
Zmuszała mnie; bardzo często słyszałem taki ton głosu wydobywający się z mojej krtani. W mojej głowie zapanowała totalna pustka, nie liczyło się nic poza głębią oczu Marry, która nagle stała się centrum wszechświata umieszczonym w tej małej wiktoriańskiej kamienicy.
- Chcę, żebyś zrobił wszystko, co ci każę. Chcę, żebyś nie wywijał się od zadań, wykonywał je dokładnie i bez szemrania. Jasne? - Zapytała stanowczo.
- Tak - Odpowiedziałem pusto, nie mogąc zaprotestować.
Nie miałem szans stawić oporu. Nie było w mojej głowie żadnego słowa innego niż "tak". Przez ciało przeszedł dreszcz i poczułem swobodę tam, gdzie przed chwilą panoszyła się pustka. Patrzyłem w oczy kobiety, tak mocno niebieskie - to właśnie te oczy przyprowadziły mnie do niej, kiedy spotkaliśmy się przypadkiem podczas dzikiego rave w jednej z knajp. Teraz te oczy oznaczały dla mnie władzę, zwierzchnika, nienawiść, złość, gniew i całkowite poddaństwo. 
- Idź już, wróć, kiedy zadzwonię - Rzuciła władczym tonem i odwróciła się arogancko plecami, po czym weszła w jedne z drzwi.

 ۞۞۞  

Wpadłem do mieszkania Sary jak huragan. Po tym, jak wyszedłem od Marry, przypomniałem sobie, co się działo. I poczułem wielką potrzebę zobaczenia Chris. Działo się ze mną coś dziwnego.
Moja siostra i nowo poznana dziewczyna siedziały na wielkim łóżku godnym królewskiej komnaty. Chris miała obandażowaną większość kończyn i połowę głowy, ale jej twarz pozostawała na widoku. Kamień spadł mi z serca.
- Prawie nic jej nie jest. Bardziej mnie martwi, że ty jesteś cały... Ale to później. Zostawię was - Powiedziała i wstała. Wychodząc puściła do mnie oko i szepnęła „fajna!”, co zignorowałem.
- Naprawdę nic ci nie jest, oczywiście oprócz tego? - Zapytałem, wciąż sztywno stojąc pośrodku bogato urządzonego wnętrza. 
- Tak, nie jest aż tak źle - Uśmiechnęła się słabo i przymknęła oczy, wzdychając cicho.
- Dobrze - Powiedziałem i dalej stałem jak kołek nie wiedząc, co dalej powiedzieć.
W przypływie sentymentu podszedłem do łoża i przytuliłem mocno dziewczynę, dopiero wtedy czując prawdziwą ulgę.
- Martwiłem się. W końcu to moja wina - Szepnąłem na tyle głośno, żeby głos odbił się od ścian i powrócił następną falą. 
- Przestań, to ja ją wkurzyłam - Odpowiedziała. Zorientowałem się, że mój gest był zbyt poufały i odsunąłem się od Chris na długość ramion.
- Przepraszam, nie powinienem był... - Nie dokończyłem, bo przyciągnęła mnie z powrotem do siebie.
- Mnie tam to odpowiada - Powiedziała cicho. - A nawet jest za mało...
- Za mało, powiadasz... - Szepnąłem i pocałowałem ją lekko w usta.
- Dziękuję, że mnie uratowałeś. Dwa razy - Uśmiechnęła się i znowu wpiłem się w jej wargi, tym razem mocniej.

____________________

EDIT!
Oczywiście obowiązuje stara zasada: 5 kom. = NN !

12 lip 2013

Rozmowy niekontrolowane

- Więc - Zagaiłem rozmowę, aby podróż nie mijała nam w grobowej ciszy - Co robiłaś w okolicach apartamentów Marry? Wymigałaś się od odpowiedzi - Dodałem z uśmiechem.
Nie uszedł mojej uwadze lekki rumieniec na jej policzkach. Zanim odpowiedziała zawahała się i otworzyła usta jak ryba, nie wiedząc do końca, czy chce coś powiedzieć czy nie.
- Wiesz... Marry była moją najlepszą przyjaciółką, rozmawiałyśmy o wszystkim... Od nowych odcieni farb do włosów po... Ciebie - Wyrzuciła z siebie i odwróciła głowę. - No i w końcu ona powiedziała, że ją ugryzłeś i zostawiła cię odrętwiałego... Ja nawet cię wcześniej nie widziałam. Nie wiedziałam, jak wyglądasz, więc jak dzisiaj się przedstawiłeś byłam w niemałym szoku. - Westchnęła głęboko i dotknęła dłonią skroni, która zapewne pulsowała bólem. - No i ona zaczęła nawijać jak to cię nabrała i ja stanęłam w twojej obronie... No, może nie do końca tak było, mimo wszystko trochę się pokłóciłyśmy i ona wybuchnęła... I tak znalazłam się na ziemi - Zakończyła, lecz ciągle odwracała głowę do okna. 
Coś ukrywała. Widziałem to w jej zachowaniu i w zawahaniach w jej słowach. Pozostawało pytanie, czy to coś dotyczyło mnie i lepiej, żebym wiedział, czy też to jakieś niedokończone porachunki z Marry. Dobrze, że ją spotkałem. W końcu może będę miał więcej sprzymierzeńców, nie tylko Sarę z jej dziwnym, glonowym wywarem z nie wiadomo skąd. 
- Wiesz, Marry bardzo zalazła mi za skórę. Nie chciałem planować zemsty czy czegoś w tym sensie, ale ona się po prostu prosi o to. - Spojrzałem na Christine, która teraz patrzyła na mnie tymi wielkimi, orzechowymi oczyma. - Rozstaliśmy się... Miesiąc temu? Coś koło tego. I od samego początku nękała mnie telefonami, jakimiś dziwnymi SMS-ami w stylu "Kocham Cię wróć do mnie twoja Mar" i milionami serduszek. Potem zdarzyło się, że się schlałem w klubie i obudziłem się z liścikiem od niej przy głowie... - Zatraciłem się w myślach. Co, do cholery, stało się tamtej nocy? Jak się znalazłem z powrotem w kanciapie? Chyba wolałem nie wiedzieć.
- I potem się umówiliśmy... Stało się. Ugryzłem ją, jak jakiś niedoświadczony uczniak - Zakończyłem i spojrzałem jeszcze raz na kobietę, która teraz przechylała głowę w moją stronę jak zaciekawiony szczeniak.
Jeśli chciała coś powiedzieć, to świetnie się powstrzymywała. Siedziała po prostu spoglądając na wąską, asfaltową drogę która wiła się przed nami w głąb lasu. W końcu Christine zrobiło się niewygodnie, więc zaczęła się wiercić. Zupełnie jak szczeniak. Może w innym wcieleniu była małym labradorem? Nie, raczej owczarkiem niemieckim, była cała w brązie.
Co jak co, ale brąz mi odpowiadał.

۞۞۞

Choć tapicerka R5 nieznajomego znajomego wyglądała na skórzaną i ocieplaną, po kilkunastu minutach siedzenie na niej stawało się dla mnie udręką. Miękka skóra była zbyt wygodna, aby siedzieć na niej jedynie pupą, więc starałam się oprzeć na jak największej powierzchni cudownego obicia. Jeszcze tylko nogi. Tylko wyciągnąć nogi... Pełnia szczęścia zdawała się być tak blisko. No, może pomijając moje rozbite czoło i krępującą ciszę pomiędzy mną a Davem.
- Mogę wyciągnąć nogi? Chyba obtarłam kolana spadając z piętra - Zebrałam się na odwagę i przerwałam milczenie.
- Jasne, proszę - Powiedział mężczyzna tym ciepłym barytonem, który przywodził na myśl głosy z reklam drogich samochodów. - Jeszcze tylko kawałek, wyjedziemy z lasu za jakieś pięć minut - Poinformował mnie, a ja nie zwracałam uwagi na treść, tylko wpatrywałam się w blaski słońca w tych kruczoczarnych włosach.
- Nie ścinaj włosów. Zostaw je takie, jakie są. Pasują ci - Rzuciłam, niby od niechcenia, ale wprawny słuchacz dosłyszałby w tych dziesięciu słowach tyle stresu, że mógłby go wykorzystać jako broń masowego rażenia.
Dave nie odwrócił się do mnie twarzą, ponieważ droga wiła się i skręcała, jednak widziałam uniesione w uśmiechu policzki.
- Wow, dzięki. Mało kto prawi mi komplementy - Powiedział i zaśmiał się krótko. - Co to za wysławianie moich włosów, hmm? - Zapytał i spojrzał kątem oka na mnie, nie spuszczając wzroku z drogi. 
Jezu. Teraz wolałabym być dziesięć metrów od niego i dwa pod ziemią. Zrobiłam się czerwona jak maki, które rosły w mijanych rowach. Musiał zadać to pytanie? Musiał?! Nabrałam powietrza i uspokoiłam swoje rozhulane ego; zapomniałam, że ciągle na mnie spogląda.
- Emm... No po prostu zauważyłam, że z taką fryzurą jest ci do twarzy - Wydukałam ciągle zawstydzona ale dumna z siebie, że wybrnęłam.
- Jasne - Powiedział i uśmiechał się.
- Nabijasz się ze mnie. Nie śmiej się, ej! - Podnosiłam głos na coraz wyższe tony.
- Przecież się nie śmieję - Odpowiedział i zacisnął usta w linię, teraz skupiony na jeździe.
Wyjeżdżaliśmy już z lasu, bo drzewa rzedły i przechodziły w niskie krzaki i zarośla. Patrzyła to na drogę, to na Dave'a sprawdzając, czy dalej się ze mnie nie śmieje. Nie lubiłam, gdy ktoś robił sobie żarty ze mnie i z moich słów. Czułam się wtedy jak dziewięcioletnia dziewczynka, którą właśnie upokorzył tato biorąc na ręce i gilgocząc na oczach wszystkich. Właśnie wtedy przypomniało mi się jedno pytanie, które uformowałam już na leśnej ścieżce. Wyleciało mi ono z pulsującej bólem głowy.
- A tak właściwie to co TY robiłeś przy rezydencji Utnersów? - W oczekiwaniu na odpowiedź ściągnęłam nogi do podłogi i wbiłam wzrok w mężczyznę.

۞۞۞

Akurat na to pytanie mogłem odpowiedzieć szczerze, ponieważ zauważyłem, że dziewczyna odnosi się do Marry w taki sam sposób jak ja. Czemu miałbym kłamać? Nie lubiłem kłamać.  Kłamstwo było czymś, do czego odnosiłem się w ostateczności, byłem taki jak Sara - ona też nie znosiła obłudy. Za to w twarz Marry mogłem kłamać ile chciałem.
- Szedłem do niej żeby się połasić... I chciałem coś dowiedzieć się o asangach. - Rzuciłem lekko i zatrzymałem się na skrzyżowaniu prowadzącym na główną drogę do miasta. 
Znowu chyba chciała coś powiedzieć, ale zatrzymała się w pół drogi do czynu. 
- Często tak masz, że chcesz coś powiedzieć ale w ostatniej sekundzie zmieniasz zdanie? Nie dość, że wtedy nie wiem, co miałaś zamiar wyrazić, to jeszcze masz wtedy śmieszną minę - Powiedziałem i popatrzyłem na nią z uśmiechem, nie mogąc powstrzymać się od lekko opryskliwego tonu.
Wywróciła oczami. Bardzo wykręcająca odpowiedź.
- Chyba jesteśmy, czyż nie? - Pokazała brodą na witrynę apteki. 
- Ty zostajesz, ja idę. - Zakomunikowałem i wysiadłem zgrabnie z R5.
         Wróciłem po kilku minutach z plastrem i wodą utlenioną. Wsiadając do auta rzuciłem:
- Czas na Dave'a pielęgniarkę, część druga. 
      Nie było jej. Rozglądając się po placu zauważyłem machającą do mnie postać.
         Ta suka Marry trzymała ją pod szyję i dusiła na moich oczach. 

۞۞۞

- No teraz, ślicznotko, trochę łaskotek ci nie zaszkodzi - Powiedziała i poczułam, jak przesuwają mi się kostki w dłoniach. - Myślałaś, że ujdzie ci na sucho gawędzenie z MOIM facetem? - Wycedziła przez zaciśnięte zęby i wrzasnęłam, gdy kości wróciły na swoje miejsce.
Dave, ratuj, ratuj mnie!
- To nie jest już twój facet - Wycharczałam na głos i spojrzałam na nią na tyle, na ile pozwalała mi na to moja uciskana szyja.
- Nie zapominaj, że także nie twój i że nigdy nie pozwolę, żeby był twój. Nie zasłużyłaś na niego, dziwko - Wyszeptała mi do ucha jak chłopak szepcze czułe słówka swojej dziewczynie. - O, ktoś się nam przygląda - Powiedziała z uśmiechem i pomachała szatynowi patrzącego wprost na mnie.
Złapała mnie pod ramiona i pognała z prędkością błyskawicy, a ja straciłam ze wzroku moją jedyną i ostatnią deskę ratunku.

_______________________

Siemka wszystkim, którzy czytają te słowa ;) Tyle na dziś. Pamiętajcie : 

5 komentarzy = nn

Jednak nie pogniewam się, jeśli będzie ich więcej ;) Krytykujcie, chwalcie, czekam na każdą opinię. W następnym kawałku postaram się o więcej akcji z Sarą, jeśli są sympatycy tej postaci to niech się cieszą. Będzie także trochę z filmu sensacyjnego skrzyżowanego z "Supernatural" ;D
CZYTASZ? SKOMENTUJ!

Ariana ♥

2 lip 2013

Zemsta smakuje miętowo

- I wiesz co? Ten kretyn myślał, że może mnie od tak ugryźć! - Powiedziałam i razem z przyjaciółką zaniosłyśmy się śmiechem. - A najlepsza była jego mina, gdy się zorientował, że coś jest nie tak - Dodałam i zademonstrowałam wyraz twarzy Dave'a na swoim cudownym obliczu.
         Christin zaśmiała się głośno, ale po chwili jej usta zgasły i zacisnęły się w wąską linię.
         - Nie powinnaś była tego robić, Mar. Wiesz, że może się teraz uzależnić? Zdajesz sobie sprawę? - Mówiła, podczas gdy ja poprawiałam róż na policzkach.
         Zamarłam. Uzależnić? Co to znaczy?
         - Ja... Ja nie wiedziałam. Co się stanie, gdy się uzależni? - Zapytałam cicho, bojąc się odpowiedzi.
         - To nazywa się chyba związanie z wampirem. Kiedyś coś słyszałam... Wtedy jest jedną z nielicznych istot, których nie możesz zabić. Nie staje się nieśmiertelny, wilkołak spokojnie by go unicestwił, ale dla ciebie jest nieosiągalny. Powinnaś była mu przerwać... Albo całkowicie pozwolić. Wtedy miałabyś problem z głowy - Wyrzucała mi głupotę prosto w twarz. 
         - Nie mogłabym, zrozum. Wtedy stałby się człowiekiem, a kilkadziesiąt lat mszczenia się to za mało - Wyjaśniłam i wróciłam do makijażu.
         - Ja nawet nie wiem, za co ty się mścisz. Dobrze, rzucił cię, ale powinnaś się z tym pogodzić. Gdyby wszystkie asangi tak reagowały to na świecie zostałyby tylko dzieci. A ty planujesz jakieś szalone rytuały nie wiadomo tak naprawdę po co... - Stała przy oknie i mówiła w dal, jakby zastanawiając się nad każdym kolejnym zdaniem. - Zresztą, mniejsza z tym. Jesteś porąbana, tyle ci powiem. - Zakończyła i zasunęła nerwowo zasłonkę.
         - Dzięki. Od ciebie zawsze mogę liczyć na dobre słowo - Rzuciłam sarkastycznie. - Rytuał jest po to, żeby mnie umocnić. Mam już wszystkie składniki, brak mi tylko wiedźmy. Dlatego potrzebna mi Samantha - Powiedziałam i pokazałam jej gałązki aspalatu, kły wampirze i jad wilkołaka. - Potem zamierzam go znaleźć, bo pewnie już zrezygnował z moich usług matrymonialnych, urgryźć, czekać i patrzeć, jak kona. Czyż nie piękna perspektywa? - Zapytałam z uśmiechem od ucha do ucha, zadowolona ze swojego planu.
         Christin spojrzała na mnie z politowaniem, szokiem, niezrozumieniem i czymś jeszcze, co było trudno określić. 
- Wiesz, ja nie jestem asangą, nie wiemy do końca z którego rodu pochodzisz, nie wiem, czy ta obsesja siedzi ci w genach czy w twoim różowym móżdżku ale jesteś mocno nienormalna. - Powiedziała ostro.
         - Masz jeszcze jakieś obiekcje? Jesteś opryskliwa, nigdy tak nie było. Jako przyjaciółka powinnaś stać po mojej stronie i mnie wspierać, a nie jeździć po mnie - Mówiłam coraz głośniej.
Chris wyprostowała się na znak odwagi.
         - Cóż, wygląda na to, że moja przyjaciółka przestała być sobą odkąd dowiedziała się o swojej naturze. Zaprzyjaźniłam się z fajną, zwariowaną dziewczyną, która teraz ma manię prześladowczą i poluje na swojego byłego. - Podsumowała, a we mnie zawrzał gniew.
         - Nie prowokuj mnie, Chris. - Warknęłam ostrzegawczo.
         - Nawet nie staram się tego robić! Widzisz! Nie panujesz nad sobą! Już masz te swoje obrzydliwe rysunki, pewnie kolejny zapełni ten cały Dave, którego nawet nie widziałam, a już go żałuję! - Christin krzyczała, a mnie nie opuszczał gniew. Wręcz przeciwnie - tylko się potęgował.
         Nie wytrzymałam i wybuchnęłam w jej stronę nawet nie wiedząc, co jej robię. Wrzasnęła głośno i upadła na kolana, a z jej nosa i ust ciekła gęsta krew.
         - Maaar! - Krzyknęła i upadła na podłogę trzymając się za głowę.
         Mocą wyrzuciłam ją przez okno na ściółkę przed domem. Przypadkowo spojrzałam w lustro, w którym wcześniej poprawiałam makijaż - moja twarz poznaczona była różnymi wzorami tatuaży, które obejmowały na razie kości policzkowe.
         Za oknem słyszałam ciche jęki dziewczyny.

۞۞۞

         Leżałam na igłach sosnowych, które rozsypane były wokół kamiennych ogrodzeń licznych ogródków otaczających dom Marry. A raczej dom jej bogatych rodziców, ale to nie miało najmniejszego znaczenia w chwili, gdy pękała mi głowa. Wstałam i chwiejnym krokiem doszłam do bramki, przez którą wyszłam i podążyłam leśną ścieżką w kierunku drogi. Szłam po piaszczystej ścieżce co chwila zatrzymując się dla złapania oddechu, gdyż ból głowy odbierał mi większość sił. Drugą część poświęcałam na wyklinanie Marry, więc na chodzenie zostały tylko ochłapy.
         Nagle naprzeciw mnie stanął wysoki szatyn ubrany chyba przez jakąś kobietę. Nie wierzyłam, żeby mężczyzna potrafił ubrać się tak modnie i gustownie... Tak, to kobieca ręka. Spojrzał na mnie i rozszerzył oczy na widok ściekającej mi z czoła krwi.
         - Mogę... Pomóc? - Zawahał się w pół zdania, chyba nie mogą skupić uwagi.
         - Nie, nie. Chyba że masz jakieś chusteczki lub coś w tym stylu. Muszę to jakoś zatamować - Poprosiłam nieznajomego.
         Szybko wyciągnął spod podszewki marynarki paczkę chusteczek higienicznych i podszedł bliżej. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do dużego kamienia. Chciałam zaprotestować jednak nie było mi to dane - w następnej sekundzie już siedziałam na głazie i była opatrywana przez piekielnie przystojnego faceta w ubraniach od Gucciego.

۞۞۞

         Raz, dwa, trzy, oddech. Nie trać kontroli bo ją ugryziesz, a będzie większa szkoda niż w przypadku tamtej blondyny. 
         Była śliczna. Długie, brązowe włosy lśniły na lekko rudawo, gdy łapały błyski słońca przedzierające się przez liście rosnących w górze buków. Miała ciemnoorzechowe oczy ze złotymi iskierkami i usta... Usta, które są stworzone do całowania - cudownie pełne i miękkie.
         - Jak widzisz, mam chusteczki - Powiedziałem spokojnie, bez większych emocji, skupiony na wycieraniu krwi z rany. - Ale niestety nie posiadam wody utlenionej ani żadnego plastra, więc musimy pojechać do apteki, zanim się czymś zakazisz - Stwierdziłem, gdy skończyłem swoje zadanie.
         Popatrzyła na mnie z dołu tymi pięknymi, dużymi oczami.
         - Mama mówiła, żeby nie rozmawiać z obcymi - Powiedziała z lekkim uśmiechem na ustach. - Ale jeśli chodzi o moje życie... Mogę zaryzykować. - Dodała i wstała. - Christine. - Rzuciła przez ramię, będąc już trzy kroki przede mną na ścieżce.
         - Ach, tak. Zapomniałem się przedstawić. Dave Cassidy, pielęgniarz i szofer - Odpowiedziałem i uśmiechnąłem się szeroko, po czym ukłoniłem się lekko i założyłem rękę na plecy na wzór kamerdynera. - Zapraszam do wozu - Powiedziałem i podszedłem do niej z wyciągniętym ramieniem.
         - Dziękuję, poradzę sobie sama - Szepnęła, ale chwyciła mnie pod ramię.
         - Nie wątpię, ale po kilku krokach byś się wywróciła - Rzuciłem wesołym tonem, odprężony, że już nie czułem tego słodkiego zapachu jej krwi. - Samochód stoi na drodze. - Odpowiedziałem na nieme pytanie, gdy spoglądała za drzewa wypatrując auta. - Znasz Marry czy znalazłaś się tutaj przypadkiem, w co nie wierzę? - Zapytałem i spojrzałem na nią, by nie przegapić ani jednego drgnięcia mięśnia.
         - No właśnie... Troszkę ją zdenerwowałam i wyszła z siebie. - Kurczę, dosłowniej tego ująć nie mogła.
 Widziałem, jak Marry wychodzi z siebie jako człowiek. Nie chciałby tego zobaczyć w wydaniu asangi... Chociaż efekty idą koło mnie.
         - Widzę - Powiedziałem i ruszyłem odrobinę szybciej, gdy zobaczyłem audi.
         - Wow - Szepnęła i pożądliwym wzrokiem przejechała po karoserii mojego R5.

- Zapraszam do karocy - Otworzyłem drzwi od strony pasażera i wpuściłem ją do środka.

____________________

Hejka ;) Proszę, oto dzisiejsza porcja.
Muszę powiedzieć, że jest mi przykro. W dniu, w którym jest 40 wyświetleń nie ma ani jednego komentarza - to smutne. Jeśli już czytacie, napiszcie swoją opinię. Niech to nawet będzie "Ale żal, zawieś bloga bo nuda", bo inaczej nie dajecie mi motywacji. W przypadku przykładowego komentarza zrobiłabym wszystko, żeby taka opinia zmieniła się w pozytywną.
Nie chciałam tego robić, ale chyba muszę.
Więc: 5 KOM. = NN !
Smutna Ariana :/