Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

21 wrz 2013

To nie mój świat

Samantha

         Stałam przed prostymi, drewnianymi drzwiami, prowadzącymi do jednego z nowoczesnych mieszkań zbudowanych w droższej dzielnicy miasta.  Wahałam się chwilę, czy pukać. Jest sens pukać do mieszkania wampira?  Raczej nie zrobi różnicy Sarze to, czy wejdę jak do siebie. Ona nawet się nie wita, gdy dzwoni głodna nowości na temat asang.
         Weszłam więc do prostego, krótkiego przedpokoju, który – zresztą jak większość mieszkania – tonął w bieli, ecru i szkle. Na rustykalnym wieszaku z kutego metalu wisiały płaszcze, i, jeśli się nie myliłam, każdy z nich był wart co najmniej tyle, ile wynosił zysk z mojej apteki. Bardzo interesowało mnie, skąd Sara ma na to pieniądze. Nie widziałam jej jeszcze w kreacji od mniej znanego projektanta, tym bardziej, w ubraniu ze zwykłego sklepu. Podejrzane.
      Rozejrzałam się po niesamowicie jasnym salonie i mój wzrok padł na szklany stolik z nóżkami w kształcie lilii. Ta dziewczyna nie miała hamulców jeśli chodziło o szkło. Przy stoliku siedziała para, wysoki szatyn, którego ciało przywodziło na myśl atletę, i chuda, delikatna dziewczyna o brązowych włosach. Gdy tylko postawiłam pierwszy krok w stronę pary, mężczyzna zerwał się z fotela i, przyjmując obronną postawę, zasłonił kobietę.
     - Kim jesteś? – zapytał, rozsuwając ramiona tak, by zasłonić jak najwięcej możliwości dojścia do dziewczyny.
     - Em, myślałam, że Sara wam powiedziała… - Bałam się odrobinę jego podejrzanego spojrzenia. – Jestem czarownicą, pomagałam jej z asangami. Jednak widzę, że nie potrzebna wam już pomoc. – dorzuciłam, gdy zobaczyłam z prawej strony szyi dziewczyny znaczek Wiedźmy Ducha.
    - Jak to Sara wam… Co ty mówisz? Ciągle musimy coś znaleźć. – odpowiedziała mi brunetka, wychylając się zza mężczyzny. Najwyraźniej uznała, że jej nie grożę.
       - Zostań tam, gdzie jesteś – mruknął cicho wampir, zagradzając jej przejście. Następnie odwrócił się do mnie i ponownie zmierzył mnie wzrokiem.
       - To ty mi dałaś to obrzydlistwo do picia… - powiedział oskarżycielskim tonem.
       - Bez tego obrzydlistwa dalej byś ta leżał.
       - Mniejsza z tym. O co ci chodzi z tą pomocą? Wciąż myślimy nad jakimś sposobem. Na… Uwolnienie mnie od Marry.
       - Przecież macie wiedźmę, po co wam ja? Ona jest potężniejsza, a przynajmniej w przesilenie będzie większa ode mnie – rzuciłam tonem, który wskazywał na oczywiste fakty.
        - K o g o mamy? Nie mamy żadnej wiedźmy – Zdziwiła się kobieta.
        - Nie żartuj. Musiałaś przejść jakieś szkolenie, nie ma szans, żeby nikt nie wie… Oczywiście. Ty nic nie wiesz.
     Jak dziewczyna nie mogła wiedzieć o swoim pochodzeniu? Czy nikt nie dotarł do niej? A co, jeśli Wyższa Rada się dowie o jej niemalże pełnym znaku?
        - O czym nie wiem? – Jej zdziwienie rosło z sekundy na sekundę.
        - Jesteś Wiedźmą Ducha. I nie wiem, jak zamierzasz pokonywać asangi bez jakiegokolwiek szkolenia.

۞۞۞

Marry

      Obudziłam się w oblewającej mnie złotym blaskiem komnacie pałacu. Złote były kolumienki u wezgłowia łoża, złote zdobienia na szafkach i nóżkach foteli, złote szyfonowe zasłony, złota pościel a do tego głęboki brąz. Czułam się jak w barokowym raju – nie zabrakło nawet amorka w dekoracjach ścianek wielkich, brązowych puf. Przy mnie na fotelu siedział Peris ze złożonymi skrzydłami, ledwo mieszcząc się w rogu pomieszczenia.
    - Witaj, Łowczyni. Czy jesteś w stanie dołączyć do spotkania Najwyższych, które przekażą ci informacje? – zapytał oficjalnym tonem.
      Patrzyłam na niego przez chwilę, nie zastanawiając się ani trochę nad odpowiedzią. Rozpraszał mnie. Miał bardzo jasną, niemal białą skórę, czarne oczy i kręcone, krucze włosy, które lśniły na niebiesko w nienaturalnej kajmakowej poświacie pokoju. Jego ogromne skrzydła zasłaniały połowę wysokości ściany za nim. Ciekawe, dlaczego upadł. To oznaczało, że był niegrzeczny – a niegrzeczni to mój ulubiony typ.
        Uśmiechnęłam się do anioła, ukazując rząd białych i równych zębów.
      - Oczywiście, jednak potrzebuję jakiejś godziny – odparłam, trochę urażona jego zimną reakcją na uśmiech.
         - Będę czekał przed apartamentem – powiedział i ruszył do drzwi.
      Co z nim? Nie zwrócił nawet na mnie uwagi, a  z tego, co zapamiętałam, będzie towarzyszył mi w podróży do USA i pomagał zabić Christine. Najlepszym wyjściem jest się zaprzyjaźnić. Takie oficjalne stosunki pasują do delegacji, nie wyprawy.
        - Em, Peris – Odwrócił się na moje zawołanie. – Chciałam powiedzieć, że nie musisz czekać. Myślę, że trafię sama – rzuciłam i wstałam, kierując się ku łazience.
        - Oczywiście – odpowiedział i wyszedł, nie zaszczycając mnie spojrzeniem.

. . .

     Weszłam ponownie do wielkiej sali, w której odbywało się głosowanie. Teraz znajdowało się tam dwanaście wysokich drewnianych krzeseł, usytuowanych wokół podłużnego stołu na podeście. Zasiadała na nich cała Rada, z Wierą na samym środku.
       - Witaj, Marryanne. Jak samopoczucie? – zapytała Wiera, najwyraźniej nie pozwalając odezwać się innym asangom.
     Wyglądała niesamowicie, spokojnie mogłaby konkurować z moją bałkańską urodą. Była smukła i wysoka, blond włosy sięgały poniżej pasa a beżowo-złota sukienka podkreślała upiornie bladą cerę. Z pewnością mieszkała na Syberii – nie widziałam innego sposobu na tak białą skórę. Po ocenie jej wyglądu byłam pewna, że owija facetów wokół swojego małego palca.
     - Już lepiej, dziękuję. Peris przekazał mi, że podacie mi niezbędne informacje co do wyjazdu – przypomniałam sedno sprawy.
         Kilka z kobiet spojrzało po sobie, jakby nie zdecydowały się, jak mi opowiedzieć o zabiciu Chris. Czy coś ukrywały? Raczej nie miały powodów – byłam tu, żeby zniszczyć Wiedźmę i przejąć władzę nad Radą. O tym drugim nie miały pojęcia, co też dawało mi małą przewagę – w zamian za uratowanie tyłków mogłam zażądać najpierw uczestnictwa w Radzie, następnie doprowadzić do zmiany przewodniczącej.
        - Oczywiście – odezwała się po minucie ciszy Wiera. – Siadaj, powiemy ci o wszystkim – wskazała krzesło naprzeciwko siebie.
       Podeszłam do stołu i usiadłam, ciekawa, czym mam zabić Chris i jak wykorzystać swoje nowe, potężne moce.

۞۞۞

Chris

         - K i m jestem? – Wrzasnęłam z zaszokowania. Moje uniesione brwi zaczynały boleć, lecz uparcie nie chciały opaść na swoje poprzednie miejsce. – Ja nigdy nie miałam żadnych powiązań z magią! Nawet nie przepadam za Harrym Potterem! – Cała sytuacja podchodziła pod kiepski żart.
         - Jesteś wiedźmą, która ma zabić asangi, dlatego muszę cię trochę poduczyć używania twojej potęgi. Nie martw się, jeszcze dziś zaczynamy sesje – rzuciła Samantha i usiadła na fotelu. – Mam nadzieję, że Rada Asang jeszcze się nie dowiedziała o twoim znaku.
         - Jakim do cholery znaku? Nie mam żadnego znaku…
      - Masz, słońce. Nawet ja zauważyłem, ale myślałem, że to tylko znamię. – powiedział cicho Dave, odwracając się do mnie twarzą. Dotknął lekko prawej strony mojej szyi.
         Spojrzałam w jego czarne oczy. Nie chciałam być częścią nadnaturalnego świata. Wystarczył mi szok, który odczułam po wiadomości, że rodzeństwo, które w tak krótkim czasie stało się mi tak bliskie, jest wampirami. Te szczere, czarne oczy zaczęły być nieodłączną częścią mojego świata… Ja jednak nie miałam zamiaru być częścią świata tych oczu, przynajmniej nie w takim sensie , na jaki się zapowiadało.
         - Nie. Nie nie nie nie. – szeptałam, kręcąc głową.
        - No przykro mi, ale musisz wziąć się do psychicznej roboty. Bez tego nie uda ci się nauka obrony, a bez obrony nie przeżyjesz długo w starciu z łowczynią. Jeśli już jej nie wysłali, mamy jakieś trzy dni na naukę ataku i defensywy. – rzuciła lekkim tonem Samantha, jakby spekulowała wynik kolejnego meczu Chicago Bulls.
         - Mam jakieś wyjście? – zapytałam Samanthę, ze zrezygnowaniem wtulając się w Dave’a.
     - Mało. Dokładnie jedno. Śmierć z rąk łowczyni – powiedziała z sarkastycznym uśmieszkiem, wyciągając z torby komórkę i wstukując numer.
         - Sara? Wracaj, będziesz potrzebna w mieszkaniu – rzekła i spojrzała na mnie, wdychając powietrze.
         - No to zaczynamy.



________________________________________________________________

Hej. :) Na początek chciałabym przeprosić za długą nieobecność na blogu - brak weny, dołączenie do szabloniarni ( możecie spojrzeć, http://iwillcatchyouifyoufallszablony.blogspot.com/ ) i zawalony nauką szkolny tydzień nie dawały mi szans na napisanie notki. Przepraszam najmocniej.
W czasie mojej nieobecności skleiłam nowy szablon, mam nadzieję, że się podoba :) Zakładka z szablonami zostaje zablokowana, teraz możecie zamawiać moje szablony jedynie na szabloniarni. 
Komentujcie, opinie bardzo mile widziane. Skomentuj nawet z anonima. 

Oczywiście akapity nierówne. Nie wiem, co z tą blogspotową edycją notki, ale zmieniają się długości akapitów. Przepraszam i za to. :/

Ariana

8 wrz 2013

Let's kill somebody!

Chris

         Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Czy mam cokolwiek robić? Pobiec za Davem, krzyczeć, żeby wrócił, czy też siedzieć tak jak teraz, z załamanymi rękoma, tak naprawdę nie mogąc powiedzieć ani słowa? Powinnam raczej…
         - Wiesz, powinnaś się jednak przespać. Wyglądasz jak chodzący trup – rzuciła Sara, jednocześnie szperając między milionami szafek jej kuchni.
         Puściłam jej słowa mimo uszu. Sen był najgorszym możliwym pomysłem, na jaki mogła wpaść. Nie zasnęłabym. Zapewne musiałabym przemyśleć wszystko, by w końcu rozpłakać się w poduszkę.
         - Nie pójdę spać. Nie mam ochoty. – Spojrzałam na dziewczynę. – Wszystko już dobrze z tobą?
         - Nie musisz się martwić. Jestem wampirem, wszystko goi się tak szybko, jak się pojawia – stwierdziła i uśmiechnęła się ciepło.
         A ja doznałam szoku. Co prawda sądziłam, że Dave i Sara nie są ludźmi, jednak wampiry… To było zaskoczenie. Podejrzewałam, że po prostu to jakieś nieokreślone istoty, bo i skąd mogłam wiedzieć, że są wampirami? Żadne z nich nawet o tym nie wspomniało. Do teraz.
         - C…co?! – Patrzyłam na Sarę z wybałuszonymi oczami.
         Dziewczyna ściągnęła brwi w zdziwieniu.
         - Dave ci nie powiedział? Zresztą, nieważne. Już wiesz – Wzruszyła ramionami i dalej szperała w szafkach.
         - Jak… Hmm. – Chciałam zadać pytanie czy zabijają ludzi, ale nie miałam na tyle odwagi. Musiałam chyba przejść nad tą informacją do porządku dziennego. – Czego szukasz?
         - Em… No powiedziałaś, że nie chcesz spać. Pewnie jesteś głodna.
         - Uwierz mi, nie zjem nic wielkiego. Nie po tym, jak widziałam połowę twojej krwi na podłodze. – rzuciłam, siląc się na uśmiech. Nie wyszło zbyt dobrze, bo na mojej twarzy pojawił się grymas.
         - To nie była moja… Nieważne. – Czułam, że chciała powiedzieć „krew”. Uśmiechnęła się i wyciągnęła z szafki wafle ryżowe i krem czekoladowy, przybierając minę zwyciężczyni pucharu świata. Miała zdecydowanie za dużo szafek z jedzeniem jak na wampira.
         - Chciałaś coś niedużego… Jednak wiem, jak cię przechytrzyć. Nutelli nikt się nie oprze. Nawet w najmniejszych ilościach. – Odkręciła wieczko, posmarowała jeden z wafli i przełamała na pół, jedną połówkę wyciągając w moją stronę. – Pewnie masz pytania. Możesz pytać, póki jem to jestem nieszkodliwa – Wyszczerzyła zęby, i wtedy z paniką uświadomiłam sobie, że nie ma kłów. Ty kretynko. Dave też nie ma.
         - Co do jedzenia… Czemu w  ogóle jesz „normalne” jedzenie? – Zadziwiona spoglądałam, jak gryzie kolejnego wafla.
         - Jak już mówiłam, Nutella to szatański pomiot. Gdyby Kościół mógł zabraniać jedzenia niektórych rzeczy, z pewnością nigdy nie zjedlibyśmy tego cuda… No i pod warunkiem, że bylibyśmy wierzący. Chcesz jeszcze jednego? – Zapytała, a ja pokiwałam głową.
         Zastanowiłam się chwilę w ciszy, skubiąc kolejne prowizoryczny smakołyk. Miałam jedno nurtujące pytanie, jednak bałam się dowiedzieć prawdy. Zebrałam w sobie całą bojaźliwą osóbkę i wywaliłam poza świadomość, pozostawiając tylko odważną cząstkę mnie.
         - Ty i Dave… Kochacie się. Ale nie mogę zrozumieć jednego. Dlaczego miał mnie zaatakować? – Starałam się usilnie wymyślić jakikolwiek powód, dla którego miałby rzucać się z rzeźnickim nożem nie tylko na mnie, ale też na Sarę.
         - Ach tak… Bo ty nie wiesz. Kiedy byłaś w piwnicy u Marry, Dave obiecał jej, że jak cię wypuści, będzie mogła zrobić z nim, co chce. No i zrobiła… Zahipnotyzowała go i kazała być posłusznym. – Zatrzymała się na chwilę pakując paczkę z waflami do szafki i wyciągając łyżeczki, które zatopiła w słoiku z kremem. – Wczoraj zadzwoniła do niego z rozkazem, by cię zabił. Tyle że weszłam mu w drogę i nie zdołał wypełnić nakazu.
         - Zaraz, ale jak to? Marry go zahipnotyzowała? Co ona, jest jakąś cholerną wróżką?! – Cała ta sytuacja wydawała się jedną wielką pomyłką. Wampiry? Hipnoza? I ja w środku tego wszystkiego.
         - Nie, ona jest asangą. To taka ulepszona wiedźma. Jak oglądałaś choć przez chwilę „The Vampire Diaries” to jest taką Bonnie, tyle że w połowie wampirem. Dlatego może wykorzystywać kompulsję.
Ale już koniec tej pogadanki, muszę spadać. Spróbuj zasnąć. Naprawdę wyglądasz koszmarnie.
         - Dzięki za komplement – rzuciłam z uśmiechem i wyszłam do sypialni, by po chwili rzucić się na łóżko bliska płaczu.

۞۞۞

Marry

         Rosja okazała się cudownym krajem. Dotąd kojarzyła mi się jedynie z wódką, a tak w rzeczywistości było to piękne, kolorowe państwo, z mnóstwem zwyczajów i rozbawionych ludzi. Nie żeby mnie to obchodziło – nie byłam tu dla widoków. Wchodziłam właśnie po szerokich, granitowych schodach prowadzących zapewne do holu gigantycznego pałacu, który przyprawiał mnie o agorafobię. Po co kilkunastu staruchom taki wielki pałac? Powinien być przeznaczony mnie.
         Weszłam do ogromnego pomieszczenia, z którego rozchodziły się jeszcze większe schody niż widziałam kiedyś w Rzymie. Po co budować aż takie schody? Halo, przecież nie wejdzie na nie milion ludzi na raz…
         Ledwo skończyłam formułować tę myśl, a ze schodów zeszło milion ludzi. Same kobiety. W długich, wieczorowych sukniach. I zmierzały wprost na mnie, a przynajmniej pierwsze kilka z nich.
         - Cieszę się, że dotarłaś na głosowanie. Zapraszam za nami – powiedziała chłodno Wiera i skierowała się do wielkich wrót po mojej lewej stronie, które, jeśli nie myliły mnie oczy, były wykute z marmuru. A na straży stał…
         - Upadły? – szepnęłam do Wiery. Co jak co, ale upadłego anioła to się nie spodziewałam.
         - Czy to jakiś problem, Marryanne? – zapytała asanga, nawet nie odwracając głowy. I bez tego wręcz czułam, jak podnosi brwi z prowokacyjnym błyskiem w oku.
         - Oczywiście, że nie. Jestem po prostu zdziwiona – Błysnęłam uśmiechem i postanowiłam siedzieć cicho, nie robiąc już z siebie kretynki w oczach mojej jedynej jak na razie przeciwniczki. A raczej pokonanej przeciwniczki. Co do tego nie miałam żadnych wątpliwości.
         - Cieszę się – rzuciła lodowatym tonem, z którego wcale nie wynikało, że się cieszy.
         Weszłyśmy, a raczej weszliśmy (anioł wszedł za nami, zatrzaskując drzwi i przesuwając rygiel) do komnaty ze złotymi malowidłami i kolejnymi marmurami, tym razem na podłodze. Na środku stała wielka misa zdobiona dziwnymi znakami, z której wydobywał się dym. Przypominało mi to Czarę Ognia… Jednak miałam nadzieję, że nie będę musiała zjadać tego zielonego obrzydlistwa od jakiegoś skrzata.
         - Ustawcie się w koło, najlepiej jak najbliżej Aerii. – Przerwała moje rozmyślania Wiera, podchodząc do misy, po drodze zrzucając czerwony jedwabny szal, który artystycznie upadł na podłodze i wyglądał jak plama krwi. – Każda z was podejdzie do Aerii, dotknie jej brzegu i pomyśli imię kandydatki do Polowania. Oczywiście oprócz kandydatek. Zapraszam, zaczniesz, Darylin? – zwróciła się do niskiej blondynki, wyglądającej dość wątło jak na pogromczynię istot nadprzyrodzonych.
         Darylin zrobiła tak, jak powiedziała Wiera.

۞۞۞

Darylin

         Marryanne Utners.
         Zgodnie z ustaleniami Wyższej Rady pomyślałam imię i nazwisko tej, która zagrażała naszej społeczności. Miałyśmy tak zrobić prawie wszystkie. Kilkadziesiąt osób miało nakazane milczenie, dla zachowania pozorów demokracji.
         Z tego co nakazała mi Rada wiedziałam, że bardzo pragnęli śmierci Marryanne. Kimkolwiek była, była jednocześnie zagrożeniem dla lichej równowagi świata asang, a z pewnością wygrana jej nie zdziwi. Zwycięstwo ją połechta, a przy okazji usunie z kręgu szkodliwych osób.

۞۞۞

Marry

         Kobiety podchodziły po kolei do Aerii, co trwało około godzinę. Aby nic nie zostało zafałszowane, musiałyśmy być wszystkie obecne przy wyborach. Cóż, mogłam się poświęcić. Gdy ostatnia z nich odeszła od naczynia, Wiera skierowała się do środka koła oddając swój głos. Zaraz po tym, jak oderwała swoje palce od brzegu misy, znaki po bokach zmieniły swoje ułożenie, tworząc dwa słowa złożone z dekoracyjnych liter.
         - Do Polowania na Wiedźmę Ducha wyznaczona zostaje Marryanne Utners. – Zakłuło mnie w sercu. Wiedziałam. To już jasnowidztwo czy tylko przeczucie? Nie… To chyba pewność siebie. – Pomocy udzielać ci będzie Peris. Wszystkie z nas także służą ci radą i swoją mocą.
         W tej chwili dotarło do mnie, co będę mogła zrobić. Będę najpotężniejszą. Niepokonaną. Do tego z tym przystojniakiem u boku. Bosko.
         Nagle wszystkie asangi z Wyższej Rady podniosły do góry dłoń.
         - Moja siła twoją niech się stanie, twoja rana niech mnie zrani – Wykrzyczały, a ja zemdlałam.

۞۞۞

Dave

         Wszedłem do mieszkania Sary najciszej, jak potrafiłem. Chyba nie zachowywałem się jak Spider-Man, bo Chris prawie natychmiast wyleciała z sypialni mojej siostry.
         Przeraziła mnie. Z początku myślałem, że coś jej się stało. Jej twarz była spuchnięta, makijaż rozmazany po całych policzkach a oczy tak czerwone, jakby czegoś się nawciągała. Po chwili zrozumiałem, że płakała. I zrozumiałem, że znowu przeze mnie.
         - Och… - bąknęła – Myślałam, że to Sara.
         Zaczęła się odwracać, jednak byłem szybszy i zagrodziłem jej drogę do sypialni.
         - Ja… Przepraszam. Zbyt pochopnie myślałem. – „Chyba”, dodałem w myślach. – Oczywiście jeśli jeszcze chcesz…
         Bez słowa rzuciła się na mnie i przytuliła z siłą, o którą nigdy bym jej nie posądzał.
         - Chcę. – szepnęła w moją koszulkę. – Aż taka głupia nie jestem, żebym nie chciała. Nie jestem Marry – powiedziała głośniej.
         - A propos… Ciągle boję się, że coś ci zrobię. Jeśli zobaczysz jakieś dziwne zachowanie u mnie, po prostu wrzeszcz. I uciekaj dobrze?
         - Jasne. Będę się darła, aż usłyszą w najbliższym Starbucksie – odpowiedziała, cytując mnie z rozmowy z Sarą.
         - Słyszałaś? – zapytałem.
         - Tak. I wiem o wszystkim… Znaczy o was, że jesteście wampirami, i o całej farsie  z Marry i, no, ogólnie, o wszystkim. – odpowiedziała, podnosząc głowę.
         - Przepraszam. I dziękuję. I proszę. O wybaczenie. – Język plątał mi się, gdy patrzyłem w te brązowe oczęta.
         - Nie musisz prosić. Nie mam czego wybaczać – rzuciła i wpiła się w moje usta.

  


______________________

         No to mamy długo wyczekiwaną notkę. Właśnie, co do długości:
- Przepraszam za ociąganie się *prosi.o.wybaczenie*
- To moja najdłuższa notka. Może nie widać, ale naprawdę pobiłam swój rekord.
         W kilka najbliższych dni postaram się nadrobić zaległości z blogów, skomentuję wszystkie nowe notki u Was. Co prawda nie wiem, kiedy znajdę na to czas, ale jestem skłonna opóźnić obejrzenie kilku odcinków True Blood dla Was Mam do nadrobienia jeszcze trzy sezony, więc zrobię sobie przerwę na Wasze opowiadania. Soł, teraz to, co zwykle. Podziękowania J
Dzięki dzięki dzięki dzięki że jesteście ze mną! Komentarze pod wcześniejszym „Upsem” zmotywowały mnie. Gdyby nie one, naprawdę ta notka pojawiłaby się we wtorek. Tak sądzę. Dziękuję wszystkim, którzy komentują z anonima – to jest dopiero frajda czytać takie komentarze :> Uwielbiam je. Dziękuję wszystkim bloggerom czytającym – dajecie mi siłę. I za to Was kocham.
Komentujcie, poprawiajcie. A propos! Dzięki Wam wzięłam się za redakcję tekstów pod względem zapisu dialogów. Dzięki i za to ^^
SKOMENTUJ NAWET Z ANONIMA.

5 kom. = NN!

(Może pojawić się w dzień dodania piątego komentarza. Najpóźniej 2-3 dni po nim :D )

Czytasz? Skomentuj!

Edit!
Nie mam pojęcia, czemu niektóre akapity mają różne długości wysunięcia :O Pisałam w Wordzie, na podglądzie w dodawaniu notki jest OK, a po dodaniu się lekko rozjeżdża. Wybaczcie.




5 wrz 2013

Ups :|

Sorry. Entschuldigung. Pardon. Izvinite. Te znam. Napisałabym jeszcze kilka innych języków, ale nie znam ( znaczy się, nie chce mi się wyszukać w google xD ). Troszkę miałam ciężki tydzień (nie ma to jak 4 wypracowania w pierwszym tygodniu szkoły) i obiecuję, że notka pojawi się w weekend. Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda :< Zawaliłam, ale postanawiam poprawę. Amen. Czy jak kto woli.