Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

23 sie 2013

Bo ilu morderców spotkaliśmy w życiu?

        Dave

       Nie byłem godzien stać na tej podłodze. Powinienem wyjść zaraz po tym, jak zagoiła się rana Sary. Powinienem był uciec, nie wracać więcej, nie stanowić zagrożenia. Tylko czy to dałoby jakiś efekt? Marry mogła mnie w dalszym ciągu wykorzystywać, bez żadnych przeszkód. Najgorsze było to, że nie mogłem się wyrwać spod jej dyktatury. Byłem świadomy swojej głupoty – faktycznie, Chris znałem krótko, i, tak jak powiedziała Sara, nie byłem pewien swoich uczuć do niej. Ale Sarę znałem do szpiku kości. Nie podniosłaby na mnie ręki… A ja bez wahania wbiłem jej nóż prosto w brzuch. Bez zastanowienia, jakiejkolwiek wątpliwości do tego, co robię.
         Ścierając ostatnim ruchem pozostałości po moim szaleństwie, spojrzałem spod rzęs na Chris.
         - Może naprawdę lepiej będzie, gdy wrócisz spać – rzuciłem oschle.
         Nie chciałem, żeby zwracała na mnie uwagę. Nigdy więcej. Nie byłem godzien jej po tym, co zrobiłem.
         - Już mi lepiej, serio. Nie martw się – odpowiedziała z miłym, szczerym uśmiechem.
       Uśmiechem? Nie zasłużyłem na uśmiech. Gdyby nie interwencja Sary to ona w najlepszym wypadku właśnie leżałaby w szpitalu. Chociaż takie zranienie… Większe szanse były, że leżałaby nieżywa na podłodze. A ja jeszcze ryczałbym jak małe dziecko, nie mogąc uwierzyć, że dałem się tak łatwo manipulować.
         - Jak wolisz – wycedziłem i wyszedłem na obudowany drewnem taras wychodzący tuż pod dżunglą Sary.
         Nie miałem co martwić się stanem siostry, jej rana zagoiła się równie szybko, jak się pojawiła. Moim jedynym zmartwieniem, a raczej powodem do złości na siebie, było to, że to ja spowodowałem ten cały syf. Zawsze myślałem, że jestem silny. Silniejszy psychicznie niż większość moich pobratymców, którzy po prostu zatopili się w swojej naturze, zapominając o cząstce człowieczeństwa w sobie. Pielęgnowałem tę cząstkę, doglądałem, żeby nie zaniknęła. A tu co? Jednym głupim ruchem rozwaliłem to, co uważałem za jedyne dobro w mojej osobie. Dlatego Chris nie mogła się zbliżać. Pełnia człowieczeństwa nie mogła mieć do czynienia z taką pustką jak ja.
         Ścisnąłem kolejną szklaną barierkę w domu Sary. O tak, ona miała fioła na punkcie szkła. Podziwiałem ją za to – czyściła te wszystkie szkła prawie co tydzień… Od szklanych talerzy po szklane barierki. Zamek ze szkła. A ja tę królewnę chciałem zabić.
         - Nie dręcz się – usłyszałem głos za mną. Zamknąłem oczy i wciągnąłem głęboko powietrze dla uspokojenia.
         - Raczej mam powód – odparłem, wciąż patrząc na słońce, zaczynające chylić się ku zachodowi.
         - Powiesz mi, jak to się stało? – zapytała Chris, jakby jeszcze się nie domyślała.
         Może się nie domyślała? Powiedzieć prawdę i zniechęcić ją do mnie czy skłamać, ale w dobrej wierze? Po co ma wiedzieć, że stoi obok niedoszłego mordercy?
         - Stało się. Nie musisz nic więcej wiedzieć – rzuciłem i wbiłem wzrok w przelatujące po jasnopomarańczowym niebie ptaki.
         Dziewczyna zarzuciła mi ramiona na szyję, a brodę oparła na moim barku. Musnęła ustami zakrzywienie żuchwy mojej twarzy.
         - Cokolwiek się stało, to nic nie zmienia – szepnęła mi do ucha, nosem muskając policzek.
         - Uwierz mi, zmienia. I to bardzo dużo. Przynajmniej dla mnie.
         - Co masz na myśli? – Zmarszczyła brwi i okręciła mnie twarzą do siebie.
         Spojrzałem w te głębokie, brązowe oczy wiedząc, że już niedługo żadne z nas nie zobaczy tego drugiego.
        - Nie chcę… Po prostu nie mogę cię już widywać. Nie chcę – wyrzuciłem z siebie spokojnym, zimnym głosem jak u komornika zabierającego komuś telewizor.
         - Może i zorientowałam się, że to ty zraniłeś Sarę, ale powtarzam: dalej czuję to samo. Podejrzewam, że nie zrobiłeś tego z własnej woli… Kochasz ją. Mimo że nie chcesz się przyznać – powiedziała tym razem głośniej, a mnie przebiegł po plecach dreszcz.
         Czy ona tego nie rozumie? Przecież ja stanowię zagrożenie. Mogę ją zabić w każdej chwili a ona od tak stoi obok mnie, nie myśląc o najgorszym.
         - Jak możesz być tak… - Przez myśl przemknęło mi słowo „głupia”. – Nieostrożna? Nie rozumiesz, że to, że Marry kazała mi ciebie zabić, jest równoznaczne z naszym końcem? – Próbowałem wbić jej do głowy to, co ja zdążyłem już zrozumieć. – Ona będzie cię dręczyć dopóki cię nie zabiję! Nie wiem, czego chce od ciebie, ale jeśli mam być jej narzędziem w tej grze… Na to się nie zgodzę.
         Westchnęła i weszła z powrotem do salonu.

۞۞۞

Marry

         Wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer Wiery. Już niedługo to ona będzie dzwonić do mnie, albo w ogóle nie będzie w stanie dzwonić – jeśli doprowadzę swój plan do końca…
         - Tak? – zapytała niewdzięcznym, znudzonym głosem, jakby dzwonił do niej akwizytor.
         - Witaj, Wiero – rzuciłam miło, aby poczuła, że nie jestem jej wrogiem. – Dzwonię w sprawie rytuału, o którym ci już mówiłam.
        - Jakiego rytuału? – ciągnęła dalej pretensjonalnym tonem, mówiąc okrojonym angielskim z okropnym, rosyjskim akcentem.
         Zagotowała się we mnie krew. Ignorowała moje prośby. Jak można… Jakim prawem lekceważyła tak ważną sprawę?! Przecież Christine była Wiedźmą Ducha. Mogła ją zabić w każdej chwili po wypełnieniu znaku.
      - Wiedźma Ducha. Znalazłam Wiedźmę Ducha… Co prawda jeszcze niegroźną, ale warto by było wybrać jedną z nas i przeprowadzić rytuał umacniający, prawda? – Oczywiście mnie, dodałam w myślach.
         - Ach, to. Nie ma co się spieszyć. Mówiłaś, Mario…
         - Marry – poprawiłam miło, mimo że znów się zdenerwowałam.
       - Że ma dopiero cztery części. Póki nie zazna większego kontaktu z magią… Nie mamy powodu do pośpiechu. – kontynuowała swoją wypowiedź, całkowicie ignorując moje wtrącenie.
     - Jednak chciałabym wiedzieć, czy masz na oku kogoś do zniszczenia następczyni Saniny. Bardzo chciałabym…
     - Słuchaj, dziecko. Ile ty żyjesz na tym świecie? Dwadzieścia lat? A jako asanga kilkanaście dni. Zdążyłaś wtrącić się do Wyższej Rady, nie wspominając o sposobie, w który to zrobiłaś. Czy ty naprawdę myślisz, że to właśnie ty będziesz pogromczynią Christine? – zapytała retorycznie.
         Zdecydowanie tak – krzyknęłam w myślach.
         - To, że jestem młoda, nie ujmuje mi zdolności. Potrafiłabym poradzić sobie z taką mocą. Oczywiście oddałabym ją właścicielkom po wykonaniu zadania – Przeleciało mi przez głowę „po zabiciu Dave’a i Chris”.
      - Hmm… Zastanowimy się. Razem z innymi rozważymy za i przeciw. Masz wiele konkurentek. – rozłączyła się bez słowa pożegnania.
         Ha. Jest moja. Czułam to.

۞۞۞

Sara

        - Musisz coś z nim zrobić. To istna paranoja! Słyszałaś, co mi powiedział?! – Nieźle wkurzona Chris wpadła do mojego pokoju i wyrzuciła te trzy zdania z prędkością błyskawicy i takim samym efektem.
         - Słyszałam. Spokojnie, już do niego idę – powiedziałam i wybiegłam na balkon.
      - Co ty sobie do cholery myślisz?! Jeśli w ciągu trzydziestu następnych sekund nie przestaniesz się dręczyć tą całą sprawą to zdzielę cię jedną z moich palm! – wrzasnęłam.
         Nawet nie drgnął.
         Nie mrugnął okiem.
         Nawet się nie odwrócił.
         - Ogłuchłeś?! – warknęłam i szarpnęłam go za ramię myśląc, że to da cokolwiek.
    - Nie, słyszę twoje wrzaski doskonale. Zapewne usłyszeli w najbliższym Starbucksie – rzucił sarkastycznie. Przynajmniej wrócił mu humor.
         - Cieszę się niezmiernie. A teraz wracaj do Chris, wyjaśnij jej wszystko po kolei, cmoknij w policzek i pójdźcie do kina na jakąś przytępioną komedię – powiedziałam lekko zdenerwowana jego całokształtem.
       - Zrozum. Ja nie mogę być z nią. Nie wiem, dlaczego od tak już nie mam okropnej chęci zabić jej – może polega to na tym, że zraniłem ciebie. Jakaś równowaga jest. Ale jeśli to ma kiedyś wrócić… Nie chcę jej zabić. Czuję do niej to samo, ale wciąż mam w myślach to uczucie przymuszenia. Słyszę wciąż słowa Marry… „Zadźgasz Christine”. – W jego oczach zalśniły łzy.
         On nie płakał. Nigdy. Odkąd go znam. Czyli odkąd jestem świadoma, czyli od berbecia. Od 125 lat. Nigdy nie uronił łzy.
        - Proszę cię. Widzę, że dobrze wam razem… Nawet jeśli jesteście tak krótko ze sobą. Nie burz tego, co pierwszy raz od dekad wywołało twoje uczucia.
       - Raczej tego, co pierwszy raz od dekad wywołało twoją empatię, Sara – rzucił z uśmiechem i zdołałam usłyszeć jedynie trzask drzwi wejściowych.
         W salonie, na kanapie siedziała Chris. Otwarte oczy i usta nie wróżyły niczego dobrego. Łzy spływały jej po policzkach razem z resztkami tuszu.
         - On wyszedł. Nawet nie spojrzał na mnie – Powiedziała i schowała twarz w dłoniach. 
 
______________________

Siemeczka :D
Ostatnio zrobiłam małe podsumowanie i wyszło mi, że do końca bloga zostało jakieś 10 notek łącznie z tą, czyli jakiś miesiąc. Już mam na oku nową historię, więc don't worry, be happy (choć nie lubię reggae).
Wwiadomośc dla Malayo. Miśku, czekałam i czekałam na kolorystykę i układ, no i się nie doczekałam... Ale cała wina leży po mojej stronie - zapomniałam spytać o maila ;) No więc, nie mogąc oprzeć się zrobieniu szablonu, zmajstrowałam dla Ciebie [008] - na podstronie z szablonami umieszczony został on. Tam więcej informacji. Mistrz Yoda obudził się.  Ale to nic, piszę o 1 w nocy. Wybaczcie.
Czekam na komentarze, opinie, poprawki ;) Powiadomienia o nowych postach zostawiajcie w zakładce "Nowe posty". Pod notkami chcę widzieć jedynie opinie dotyczące rozdziału, o. Skomentuj nawet z anonima! Cieszę się z każdej krytyki. Dziękuję z góry wszystkim ♥

Ariana

Aha, PS: Postanowiłam dodać imiona osób, z perspektywy których jest opisywana historia -- słyszałam głosy, że odrobinkę mylące jest to przeskakiwanie nie wiadomo z którego kwiatka na inny :)

19 sie 2013

It's always darkest before the dawn

       Uwielbiałam gdy ktoś, ktokolwiek, wykonywał za mnie brudne obowiązki. Może zabicie Chris nie było nudne, ale na pewno przysporzyłoby mi kilku problemów: musiałabym gdzieś schować ciało, wymyślić jakąś wymówkę, dlaczego nie żyje… Za dużo ambarasu. Wysłużenie się tym głupcem było najbardziej korzystnym posunięciem w tej sytuacji.
    Nie sprawiało mi przyjemności zabijanie ludzi, jednak ta śmierć była niemalże w samoobronie. Wiedziałam rzeczy, o których Chris nie miała zielonego pojęcia, i to rzeczy, które dotyczyły jej samej. Zapewne zauważyła znamię na karku, trudno by to przeoczyć komukolwiek – nie dowiedziała się jednakże, co to znamię oznacza. Znałam się z Chris od dzieciństwa i widywałam ten znaczek prawie codziennie. Była to mała kropka otoczona kilkoma mniejszymi, które z czasem powiększały swą liczbę, teraz było ich cztery. Aż cztery. Gdy wypełni się szósta, to będzie koniec asang. Koniec mnie. A ja wcale nie chcę się kończyć.
          Christine była Wiedźmą Ducha. Pierwszą od siedmiu wieków Wiedźmą Ducha, pierwszą po Saninie – na szczęście Sanina nie zdołała upolować wszystkich moich pobratymców. Tak, odrodziłyśmy się, i wcale nie chciałyśmy znowu zaniknąć. Tę historię usłyszałam od przewodniczącej Wyższej Rady Asang, Wiery – jednej z rosyjskich pogromczyń wampirów. Z czasem asangi, zamiast zajmować się utrzymywaniem równowagi między wilkołakami i wampirami, zaczęły wykorzystywać swoje moce do innych celów, więc zgromadzenie wiedźm przekazało swoją moc jednej z czarownic, a była to właśnie Sanina, której potomkowie odziedziczali moce. I tu wpadamy na Chris, która, na jej nieszczęście, przyplątała się do mnie już po zasłyszanej historii. Zabicie jej było moją ochroną, protekcją moich wpływów i mocy. Nie było czystą zachcianką. Było koniecznością, by zapanować nad legendarnym światem i dostać się do Wyższej Rady, wprowadzić własne zasady… Poszerzyć znajomości. Przejąć władzę.

۞۞۞


- Jak to nie ma rozwiązania?! – wrzasnęłam do telefonu, kiedy usłyszałam tę wieść w słuchawce.
- Czy możesz nie krzyczeć, wariatko? Próbuję coś znaleźć, ale trudno – nie można od tak pozbyć się zauroczenia  – Samantha desperacko przewracała jakimiś kartkami, których pogłos usłyszeć mogłam z drugiej strony słuchawki. – Nie możesz wymagać niemożliwego…
- Jak to niemożliwego?! Kiedyś mówiłaś, że musi być jakaś równowaga. Podobno na każdy czyn jest odpowiedź! – przerwałam i znów wykrzyczałam te słowa do mikrofonu. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że czarownica się obrazi i nie pomoże Dave’owi, więc opanowałam się i spokojnie, ale z wielkim trudem, zabrałam się za błagalne słowa. – Samantho, proszę cię. Jesteś jedyną osobą jaką znamy, która ma jakiekolwiek pojęcie o asangach. Zresztą, nie tylko asangi zauraczają… Wampiry także zauraczają ludzi, na pewno któremuś udało się wyrwać spod rozkazów wampira. Nie słyszałaś o czymś takim? – zapytałam przymilnie, wychodząc z biura/biblioteczki, którą umieściłam na antresoli.
Uwielbiałam tę antresolę. Była wielka, przeszklona od północnej ściany i miała szklane barierki otaczające krótkie przejście prowadzące do schodów na parter. Połowę powierzchni zajmowała zieleń – egzotyczne, piękne i olbrzymie palmy w drewnianych donicach, ogromne kwiaty i pachnące kępy lilii w zdobionych wazonach. Dave bał się tędy chodzić. Przejście do schodów nie miało zwykłego podłoża, także było przeszklone – i choć było to szkło hartowane, mój brat sądził, że jest za ciężki i że załamie szkło, a ja go zabiję, gdy spadnie razem z nim „moja dżungla”, jak określał mój zbiór roślin. Miał rację, długo by nie przeżył.
Kroczyłam więc przez poddasze, przy biurku zrzuciłam szpilki, które zaczęły obcierać mi stopy. Uzbrojona w butelkę ze spryskiwaczem pielęgnowałam kwiaty, równocześnie nasłuchując jakiegokolwiek odzewu ze strony czarownicy. Jak na razie dotarły do mnie jedynie dźwięki trzaskania oprawami ksiąg, których miała niezliczenie wiele w małej aptece.
- Jak znajdziesz to oddzwoń, będę pod telefonem – zakomunikowałam i zdecydowałam, że będzie miło, jak dodam jakieś podziękowanie. Przecież wcale nie musiała pomagać i grzebać w tych tonach zakurzonych zaklęć. – Dzięki za chęci, szczerze. Boję się, co Marry mogła mu wmówić… Będę czekać.
- Nie ma za co. Jako czarownica nie powinnam pomagać wampirom, jednak wiesz… Ona może dużo zniszczyć. Nie mogę tego zignorować. Pa. – Pożegnała się i rozłączyła.
Przemierzałam właśnie kolejną odległość od fikusa do niskiej palmy daktylowej, gdy zauważyłam Dave’a biorącego nóż z kuchni. Po co mu nóż? Przecież nie potrafi gotować. Obserwowałam brata, który schował ostrze pod koszulę i ruszył w stronę mojej sypialni, w której odpoczywała Chris.


۞۞۞

Ocknęłam się dość brutalnie z mojego dziwnego snu. W sennych marzeniach byłam na różowej wyspie (samo to powinno mnie zaniepokoić) i z kuszą w dłoni ścigałam jednorożca. Czas odstawić psychotropy, Chris. 
Obudził mnie przeraźliwy wrzask, wydobywający się sprzed drzwi sypialni Sary - czyli chyba z salonu, jednak nie byłam pewna - nie znałam jeszcze jej mieszkania na tyle, by mieć pewność. Podniosłam się na łokciach i z głośnym jękiem upadłam z powrotem na poduszki. Moje żebra stanowczo protestowały przeciw jakimkolwiek ruchom, w poobijanych mięśniach także odczuwałam małe strajki.
Mobilizując się tak, jakbym miała podnieść dwustukilogramową sztangę, podniosłam się do pozycji półleżącej. Z sapnięciem usiadłam na brzegu łóżka i wykorzystując całą swoją siłę, wstałam, łapiąc się przy okazji szafki nocnej z ciemnego drewna. Coraz bardziej się niepokoiłam - zza drzwi pokoju słychać było jakieś warknięcia, krzyki, w końcu szloch... Wystraszyłam się odrobinkę, ale dalej sunęłam z prędkością błyskawicy (czyli jakieś dwa kroki na minutę) do wrót pomieszczenia.
- Dave? Sara? - wrzasnęłam, nie wiedząc, co chcę uzyskać. Chyba byłabym spokojniejsza wiedząc, że to tylko rodzeństwo wybawców.
No cóż, odpowiedziała mi cisza. Parłam więc dalej, z impetem otwierając drzwi.
To, co tam zobaczyłam, przekraczało wszelkie oczekiwania.
Szatyn, mój niedoszły chłopak, klęczał nad kałużą krwi, w której umorusana była Sara. W jej brzuchu tkwił... Rzeźnicki nóż. Tak. Taki wielki tasak, który zawsze przypominał mi samurajskie maczety. Sama ona miała otwarte usta, jednak nic nie mówiła - jeśli w ogóle była zdolna wypowiedzieć słowo. A Dave?
Dave szlochał nad nią. Jednak nie były to babskie łzy. Opierał jedną dłoń o podłogę, a  drugą trzymał rękę siostry, wydając z siebie jedynie ciche szlochy, które były jedynymi oznakami płaczu. 
Na początku nie mogłam uwierzyć w to, co widzę, jednak otrząsnęłam się z szoku po kilku sekundach patrzenia na tą krwistą masakrę samurajskim mieczem rzeźnickim.
- Boże... - szepnęłam, spoglądając to na Dave'a, to na Sarę. - Mogę jakoś pomóc?
- Nie... Jesteś... Chora... Wracaj spać - wycharczała dziewczyna.
- Kto tu jest chory - powiedziałam i nagle, bez żadnego problemu, uklękłam koło niej. - Wyciągnę to.
- Okej - wyszeptała.
Do dzieła, Miss Odwagi.
- Emm... Dobra. Przygotuj się. Na trzy wyciągam - patrzyłam tylko na nią. Dave wciąż siedział, a raczej klęczał, nieruchomo u jej boku.
- Raz... Dwa... Trzy! - Pewnym ruchem wyszarpnęłam kawał metalu z brzucha wampirzycy, która jęknęła głośno i wypuściła powietrze, jakby już doznała ulgi.
- Dzięki - rzekła jeszcze słabym głosem, jednak już głośniejszym niż tamten sprzed kilku minut. 
- Przynieść coś? Opatrunek, bandaż, coś w tym stylu? - zapytałam i patrzyłam, jak jej brwi powoli unoszą się ponad linię swego zwykłego spoczynku.
- Serio? Chcesz opatrywać wampira? - Z niedowierzaniem spoglądała w moją twarz z tym swoim lekkim wyrazem sarkazmu w oczach. - Za chwilę się zagoi. Patrz. - Kiwnęła głową w kierunku swojego brzucha.
W ranę wpatrywałam się nie tylko ja. Nieco opuchniętymi i czerwonymi oczami w rozcięcie wgapiał się brat zranionej, nie mówiąc nic. Na jego dłoniach widniały plamy krwi, zapewne pochodzące z podłogi, gdzie opierał dłoń. 
Kiedy znów zwróciłam uwagę na brzuch Sary nie mogłam odnaleźć rany w wielkiej plamie czerwieni, która rozlewała się po całym brzuchu i obejmowała jakiś metr kwadratowy panel salonu. W sumie nie mogłam jej znaleźć, bo nie było czego szukać. Rana się zagoiła w całości.
Brzuch poruszył się i zniknął mi sprzed oczu. Sara weszła do sypialni już w drodze ściągając top i spodnie, które z turkusu i beżu zmieniły kolor na ostry róż i czerwień. Postanowiłam nie klęczeć bezczynnie i wziąć się za sprzątanie plamy. Na razie chyba nie chciałam wiedzieć, co się stało. Bałam się wytłumaczenia, które miałam usłyszeć. Bałam się także tego scenariusza, który nachodził mnie w myślach, odkąd to zobaczyłam.
- Gdzie są jakieś detergenty? - spytałam już na nogach, wchodząc do kuchni.
- Nie - Dave złapał mnie dziwnie za łokieć, jakby nie mógł zwyczajnie trzymać za nadgarstek. - Wracaj. Ja posprzątam - Patrzył wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
- Dobrze - zgodziłam się. Jeśli miał się poczuć lepiej sprzątając,niech będzie. - Posiedzę na kanapie.
Usiadłam na miękkiej, zamszowej kanapie w kształcie litery U podglądając myjącego podłogę Dave'a. Chyba oprócz pielęgniarki i wybawcy miał zdolności konserwatorskie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Dave sprzątaczka. Uśmiech zrzedł mi, kiedy zobaczyłam, z jaką miną chłopak spogląda na nóż. Obrzydzenie, jakie widziałam na jego twarzy, poskładało kilka elementów układanki do siebie. 
Nie wierzyłam, że Dave mógł być mordercą.

_________

Uff, to tyle. Jeszcze raz przepraszam, że notka nie pojawiła się wczoraj - dzisiaj się spięłam i dodałam notki tam, gdzie powinny znaleźć się kilka dni temu. Dziękuję za poprzednie komentarze, poprawki, opinie - kocham Was za to ♥ Dzięki temu mam siłę dalej pisać. Dziękuję :* Mam nadzieję, że się podobało, mam nadzieję, że spełniło oczekiwania czytelników :) Chyba że ktoś oczekiwał śmierci... No, da się to kiedyś załatwić. Kiedyś tam :> Komentujcie, wypisujcie błędy (bardzo na to czekam, konstruktywna krytyka i grupowe betowanie już opublikowanych postów zawsze spoko ^^ ).  Czekam na Wasze opinie!

Ariana 

11 sie 2013

Kiedy przyj­dzie co do cze­go, wbi­je ci nóż w ser­ce, a po­tem spo­koj­nie zje kolację.

– No, gołąbeczki, koniec gruchania – Rzuciłam, gdy weszłam do pokoju i zastałam całujących się Dave’a i Chris. – Cieszy mnie wasze szczęście ale nie mamy czasu. Ty – Spojrzałam na Chris – Spać. A ty, braciszku, będziesz się tłumaczył. – Rzuciłam i wyszłam z powrotem do salonu, gdzie włączyłam muzykę na tyle głośno, żeby dziewczyna nie słyszała rozmowy ale też nie na tyle, żeby nie zasnęła.
- Z czego mam ci się tłumaczyć? Sara, poprosiłem cię o przysługę i raczej nie jest fajne takie przesłuchanie – Powiedział spokojnym tonem, zamykając za sobą cicho drzwi.
- Siedzę u kosmetyczki. Dzwonisz do mnie, w ciągu minuty wyrzucasz z siebie trzysta słów, które – podobno – są jakimś cholernym planem ratowania dziewczyny, której zupełnie nie znam. Jadę do ciebie na złamanie karku, zabieram pół żywe bardzo ładne dziewczę a ty, mój kochany, zostajesz z Marry. Wytłumacz mi to, proszę. – Wycedziłam przez zęby, wkurzona na Dave’a. – Ach, no i nie zapominajmy o tym, że byłeś u niej chwilkę a potem wyszedłeś jak gdyby nigdy nic. Kto tu jest kretynem? Ona, że porwała dziewczynę, i oddała bez niczego, czy ty, że poszedłeś w ogóle do niej? – Wpieniona całą sobą okazywałam Dave’owi moje rozdrażnienie.
- Słuchaj, poznałem ją dzisiaj i… - Zatrzymał się, nie wiedząc, co powiedzieć. – Po prostu coś do niej czuję, tak? Poza tym to jest przyjaciółka Marry – Zniżył głos do szeptu. – Może nam pomóc, rozumiesz? M n i e może pomóc, jeśli ty odmawiasz współpracy – Wyrzucił słowa jak ostrze, odwracając twarz.
Wtedy rozmiękło mi serce. Dave nie był typem macho, mającym dwie dziewczyny, dziesięć kochanek i harem w stodole za hacjendą. Ten chłopak potrafił czuć, jednak przytrafiało mu się to rzadko. Znałam ból uczuć. Mimo mojego stylu życia i tego, że co tydzień miałam trzech różnych facetów, poczułam smak miłości. Kiedyś kochałam człowieka… I to był mój błąd stulecia. Kochałam go na tyle, żeby być zaślepioną. Dowiedziałam się po kilku miesiącach, że jest łowcą wampirów i mamił mnie, aby uzyskać informacje o sukubach. Musiałam go zabić, inaczej ścigałby mnie do końca mojej egzystencji… Bolało. Miłość boli, ale to ból warty poświęcenia tylko wtedy, gdy zna się kogoś od końcówki włosa po najskrytsze marzenie.
- Hej – Powiedziałam delikatnie. Nigdy nie widziałam u niego na twarzy takiej zbolałej miny. – Ty jej nawet do końca nie poznałeś. Mówisz, że spotkałeś ją dzisiaj, więc jak możesz twierdzić, być pewnym, że coś czujesz? – Już miałam przypomnieć mu o Isie, jednak postanowiłam trzymać język za zębami. Ta dziewczyna mocno go zraniła, i od tamtego czasu nie słyszałam u niego takiego wyznania. Nawet na początku znajomości z tą suką asangą.
- Ugh… Nie praw mi kazania, proszę – Powiedział cicho. – Ja sam nie wiem, co się dzieje. Sara, ja nic nie pamiętam z rozmowy z Marry – Wyznał i spojrzał mi w oczy.
Taki zagubiony wzrok… Musiała go zauroczyć. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć.
- Co pamiętasz jako ostatnie? – Zapytałam poważnie.
- Emm… Wchodziłem przez drzwi w korytarzu. – Zmarszczył czoło chcąc przypomnieć sobie więcej. – Nic. Pustka. – Rzucił krótko i odwrócił się. Usiadł ciężko na fotelu i pochylił głowę, zakrywając twarz dłońmi.
- Zauroczyła cię, wiesz o tym?
- Nie no, co za odkrycie, Sherlocku! Mogę być twoim Wilsonem? – Zapytał sarkastycznie i wstał szybko. – Moja komórka dzwoni. Sorry – Rzucił i wyszedł.

۞۞۞

Złapałem komórkę i wyszedłem do łazienki, aby Sara nie mogła podsłuchiwać. Nie mogła niczego słyszeć – dzwoniła Marry.
- Cześć kotku – Powiedziała słodko i usłyszałem cmoknięcie w słuchawce.
- Nie mów do mnie kotku – Warknąłem do mikrofonu i ściszyłem głos – Czego chcesz?
- Masz być uprzejmy i zrobić to, co ci teraz każę – Stanowczym głosem rozkazała mi i poczułem błogą pustkę w głowie.
- Tak, Marry – Odpowiedziałem grzecznie, nie czując zupełnie nic poza głuchą ciszą.
- Weźmiesz nóż. Duży, rzeźnicki nóż. Pójdziesz do Chris, nóż będziesz miał schowany pod koszulką. Sara ma się nie zorientować, rozumiesz? Zadźgasz Christine. Bez zawahania – Ostatnie dwa słowa wycedziła. – To tyle ode mnie. Teraz twoja część zadania. Zrobisz to, rozumiesz? Rozkazuję ci.
- Tak. Bez zawahania. – Powtórzyłem jej słowa.
- To pa – Powiedziała i rozłączyła się.
Zablokowałem telefon i skierowałem się do kuchni Sary. W sumie nie wiadomo, po co była jej kuchnia – nie lubiła ludzkiego jedzenia. Spoglądając na lewo i prawo w poszukiwaniu obserwującej siostry omiatałem spojrzeniem pomieszczenie. Z wieszaka na noże obok zlewu wyciągnąłem największy i najgroźniej wyglądający tasak i postawiłem pierwszy krok w stronę pokoju, w którym spała Chris.


_____________

Wybaczcie, że tak krótko. Ostatnio moja uwaga została odciągnięta od pisania na chwilkę, jednak już wracam :) Poza tym przebrzydła mi już ta notka na 1000 wyświetleń na stronie głównej. Kolejna część, obiecuję, jeszcze w tym tygodniu - pod pewnym warunkiem.

3 kom. = NN!

Czytasz? Skomentuj!