Cholera.
Po tym, jak ta szmata zniknęła z Christine pobiegłem za nimi, jednak wiele tym nie wskórałem - nie zostało po nich nic poza lekką nutą perfum jednej z dziewczyn. Której, nie pamiętałem.
Wyciągnąłem telefon i wstukałem numer Sary, zapominając o książce kontaktów.
- No co się dzieje, młody? Jak tam mizianie się z Marry? - Mówiła tym tonem głosu, którym najczęściej się ze mnie nabijała.
- Nie mam czasu na żarty, Sara - Powiedziałem ostro i szybko. - Przyjeżdżaj pod ratusz, jesteś mi potrzebna. A raczej twoja wiedza. - Rzuciłem i rozłączyłem się, po czym szybko wyszukałem numer Marry.
A nuż odbierze. Może Liam mi pomoże... Taak. Może się przydać.
- Cześć kotku - Zamruczała uwodzicielsko asanga. - Domyślam się, że dzwonisz dowiedzieć się co u naszej wspólnej kochanej koleżanki Chris. Możesz posłuchać - Powiedziała i po tych słowach słyszałem tylko pustkę.
Potem rozległ się drastycznie dziwny dźwięk podobny do rozgniatanej brzoskwini i okropny, przeciągły krzyk roznoszący się echem i dochodzący do mikrofonu w komórce Marry. Po moich plecach przeszedł dreszcz.
- Marry, do cholery, uspokój się, to człowiek! - Krzyknąłem. - Może wolisz pomolestować mnie, co? Tylko podaj mi adres. - Zaoferowałem pełen nadziei, że się uda.
Trzasnęły drzwi w słuchawce komórki.
- Hmm... Ty przyjedziesz, ja ją wypuszczę ale nie wiem, czy molestowanie mi wystarczy. - Drażniła się ze mną, podczas gdy w tle było słychać bolesne pojękiwania zranionej Christine.
- Mar, nie mam ani czasu, ani ochoty na takie bezsensowne rozmowy. Podaj adres, przyjadę z Sarą. Sara zabierze dziewczynę a ja zostanę z tobą i opowiesz mi o swoich planach w stosunku do mnie, okej? - Ciągle trzymałem się tej małej iskry, która kazała mi wierzyć w to, że moje żałośnie desperackie słowa ułożone bez składu coś zdziałają.
- Ciekawie brzmi. South Park 9. Piwnica. Ta suka nie zasłużyła sobie na więcej - Powiedziała i rozłączyła się.
Czy ona naprawdę była taka naiwna? Nawet ja słyszałem, jak bardzo godna politowania jest propozycja, którą jej złożyłem. Ona była po prostu głupia. Głupia na tyle, żeby się nie zorientować, że po jej wyskoku z krwią przygotowałem się. Miałem na podorędziu Sarę, która wjechała na plac kilkanaście sekund po skończeniu rozmowy z moją eks.
- Jesteś w końcu - Westchnąłem.
- Jakie w końcu? Trochę wdzięczności. Wyrobiłam się w dokładnie... - Spojrzała na ekran komórki. - Siedem minut. Bez pretensjonalnych westchnień, proszę. - Powiedziała sztywno i spojrzała na mnie. - Co się dzieje?
- Marry porwała Chris, która prawdopodobnie jest mocno ranna, trzyma ją w piwnicy i nie wiadomo, co jej robi. Ty i ja jedziemy jednym autem, ty zabierasz Chris i wciskasz ją do szpitala, potem wracasz pieszo z powrotem i zabieramy się od Marry. Jasne? - Zakomunikowałem krótko plan działania i, nie czekając na odpowiedź siostry, wsiadłem do R5.
- Eee... Okej? - Powiedziała pytającym tonem, nie mogąc chyba do końca przyswoić tylu informacji.
۞۞۞
Siedziałam samotnie w zimnej, ciemnej i pachnącej pleśnią piwnicy jednej z kamienic na przedmieściach miasta. Związane ręce i wepchnięta w usta brudna od oleju szmata nie poprawiały mojej sytuacji, nie zapominając o rozgryzionym nadgarstku niedbale przewiązanym innym brudnych skrawkiem materiału. "Opatrunek" przesiąkł już w całości krwią i jej wąska, ciepła strużka spływała po mojej dłoni w dół palca wskazującego. Cóż za artystyczny widok. Jak ze "Śmierci Marata". Może ktoś to uwieczni, jak już znajdzie mnie martwą, pożeraną przez szczury i robaki.
Przez małe okienko umieszczone pod sufitem piwnicy sączyło się dzienne światło, które na domiar całego nieszczęścia raziło mnie wprost w oczy. A może Marry specjalnie mnie tak usadziła? Próbując zmniejszyć swoje cierpienia przesunęłam się niezgrabnie o milimetr, z wysiłkiem podnosząc tyłek na kilka centymetrów. No i, oczywiście w ramach mojego cudownego stanu, przewróciłam się na prawe ramię, nie mogąc utrzymać równowagi przez związane ręce. Brawo dla niezdarnej Chris. W nagrodę za sprawność ruchową dostajesz uwalaną śmieciami twarz.
Podłoga, nazywając rzeczy po imieniu., po prostu śmierdziała. Przez nagromadzony kurz i brud stała się obrzydliwie miękka. Przewróciłam się na plecy i wpatrywałam się w sufit. Właśnie wtedy w drzwi zaczął walić jakiś ciężki przedmiot, a po chwili ukazała się kobieca sylwetka. Co więcej - to nie była Marry.
- No cześć. Zabieram cię stąd. - Powiedziała lekko, jakby przyjechała na imprezę po siostrę.
Aha. Czyli przybył rycerz.
Zemdlałam.
۞۞۞
Szedłem po wyłożonej ciemnymi panelami klatce schodowej, zmierzając do mieszkania, które wskazała Marry. Patrzyłem jej prosto w twarz i widziałem wiele dziwnych błysków. Przemknęło mi przez myśl, że jest opętana. Wołajmy o księdza...
- Witaj Dave - Rzekła, po czym gestem godnym stewardessy wskazała dłonią na drzwi po jej prawej stronie. - Wejdź, proszę. - Rzuciła po czym weszła do mieszkania, przy okazji kręcąc pupą.
Wyglądało to dość komicznie.
- A zatem, co chcesz ze mną zrobić w zamian, co? - Tylko skończyłem artykułować ostatnią głoskę i poczułem, jak coś ciężkiego przygniata mnie do przeciwległej ściany. - Co do cholery... - Zakląłem.
- Jak już mówiłam, molestowanie mnie całkowicie nie interesuje...
- Od kiedy? - Przerwałem. Za karę dostałem w twarz.
- Nie waż się przerywać. - Warknęła. - Zamiast tego chciałabym, żebyś był mi dozgonnie oddany - Powiedziała i natychmiast zmieniła głos.
Zmuszała mnie; bardzo często słyszałem taki ton głosu wydobywający się z mojej krtani. W mojej głowie zapanowała totalna pustka, nie liczyło się nic poza głębią oczu Marry, która nagle stała się centrum wszechświata umieszczonym w tej małej wiktoriańskiej kamienicy.
- Chcę, żebyś zrobił wszystko, co ci każę. Chcę, żebyś nie wywijał się od zadań, wykonywał je dokładnie i bez szemrania. Jasne? - Zapytała stanowczo.
- Tak - Odpowiedziałem pusto, nie mogąc zaprotestować.
Nie miałem szans stawić oporu. Nie było w mojej głowie żadnego słowa innego niż "tak". Przez ciało przeszedł dreszcz i poczułem swobodę tam, gdzie przed chwilą panoszyła się pustka. Patrzyłem w oczy kobiety, tak mocno niebieskie - to właśnie te oczy przyprowadziły mnie do niej, kiedy spotkaliśmy się przypadkiem podczas dzikiego rave w jednej z knajp. Teraz te oczy oznaczały dla mnie władzę, zwierzchnika, nienawiść, złość, gniew i całkowite poddaństwo.
- Idź już, wróć, kiedy zadzwonię - Rzuciła władczym tonem i odwróciła się arogancko plecami, po czym weszła w jedne z drzwi.
۞۞۞
Wpadłem do mieszkania Sary jak huragan. Po tym, jak wyszedłem od Marry, przypomniałem sobie, co się działo. I poczułem wielką potrzebę zobaczenia Chris. Działo się ze mną coś dziwnego.
Moja siostra i nowo poznana dziewczyna siedziały na wielkim łóżku godnym królewskiej komnaty. Chris miała obandażowaną większość kończyn i połowę głowy, ale jej twarz pozostawała na widoku. Kamień spadł mi z serca.
- Prawie nic jej nie jest. Bardziej mnie martwi, że ty jesteś cały... Ale to później. Zostawię was - Powiedziała i wstała. Wychodząc puściła do mnie oko i szepnęła „fajna!”, co zignorowałem.
- Naprawdę nic ci nie jest, oczywiście oprócz tego? - Zapytałem, wciąż sztywno stojąc pośrodku bogato urządzonego wnętrza.
- Tak, nie jest aż tak źle - Uśmiechnęła się słabo i przymknęła oczy, wzdychając cicho.
- Dobrze - Powiedziałem i dalej stałem jak kołek nie wiedząc, co dalej powiedzieć.
W przypływie sentymentu podszedłem do łoża i przytuliłem mocno dziewczynę, dopiero wtedy czując prawdziwą ulgę.
- Martwiłem się. W końcu to moja wina - Szepnąłem na tyle głośno, żeby głos odbił się od ścian i powrócił następną falą.
- Przestań, to ja ją wkurzyłam - Odpowiedziała. Zorientowałem się, że mój gest był zbyt poufały i odsunąłem się od Chris na długość ramion.
- Przepraszam, nie powinienem był... - Nie dokończyłem, bo przyciągnęła mnie z powrotem do siebie.
- Mnie tam to odpowiada - Powiedziała cicho. - A nawet jest za mało...
- Za mało, powiadasz... - Szepnąłem i pocałowałem ją lekko w usta.
- Dziękuję, że mnie uratowałeś. Dwa razy - Uśmiechnęła się i znowu wpiłem się w jej wargi, tym razem mocniej.
____________________
EDIT!
Oczywiście obowiązuje stara zasada: 5 kom. = NN !
____________________
EDIT!
Oczywiście obowiązuje stara zasada: 5 kom. = NN !
Czyżby Dave... zakochał się w Christine? Wydaje mi się, że coś z tego później będzie :)
OdpowiedzUsuń"złożyłAM. Ona była po prostu głupia. Głupia na tyle, żeby się nie zorientować, że po jej wyskoku z krwią przygotowałEM się."
Wkradł Ci się błąd, ale bez obaw mi się to zdarza tak często :D "Brawo dla niezdarnej Chris. W nagrodę za sprawność ruchową dostajesz uwalaną śmieciami twarz." Ty chcesz mnie zabić, bo padnę. Skąd bierzesz takie pomysły? :D "Wychodząc puściła do mnie oko i szepnęła „fajna!”, co zignorowałem." Cokolwiek nie napiszesz, to i tak jest zabawne :) I w końcu pocałunek! TAK TAK TAK! Trzymam za nich kciuki :)
Life-is-harder-than-death.blogspot.com
Oj będzie, będzie. Ale naprawdę później ;)
UsuńUps, zaczęłam pisać jako dziewczyna ;D Dostanę schizofrenii od tych męskich postaci xD Dziękuję za wyłapanie ;)
Mam nadzieję, że opowiadanie jest troszkę zabawne - nie lubię pisać dramatów, za bardzo to przeżywam, więc stawiam na lekki sarkazm ^^
Świetne!Świetne!Świetne!
OdpowiedzUsuń