Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

23 cze 2013

Końcowa faza przedzawałowa

         Asanga. Nie wiedziałem na ile wierzyć Marry, ale wolałem pokładać w jej krótkim liściku choć trochę wiary... W końcu mogła to być prawda. Tak. Trzeba do niej zadzwonić. Albo się spotkać. Co, jak panuje nad wampirami i przez noc coś zachachmęciła w mojej głowie? Co, jak teraz jestem wybrakowany? Nieźle pomieszała mi plany.
         Chyba że... To tylko jej plan. Bym wrócił do niej z obawy przed jej siłami. Tak, na pewno to to. Naszedł mnie kolejny dylemat. Zrobić tak, jak chce ona zgodnie z moją dedukcją czy zignorować jej wiadomość jako fałszywą? Cholera, czy ona zawsze musi mieszać?!
         Ogarnąłem się szybko biorąc prysznic i już miałem iść na łowy kolejnej biedotki gdy zorientowałem się, że nie jestem głodny. A to już było dziwne. Bardzo dziwne. Odrzuciłem od siebie myśl, że to przez tę dziwną kobietę, nie chcąc więcej myśleć i martwić się tym wszystkim. Po prostu byłem jeszcze syty po Kate. Sięgnąłem do kieszeni po komórkę, gdyż poczułem wibracje od nadchodzącej wiadomości. Jeszcze Sara do kompletu. Dzięki , o Wielki Bogu Nieszczęść.

Jestem dzisiaj u Ciebie. Nie uciekniesz mi. I przestań się boczyć, Dave. 

         Nawet nie miałem zamiaru od niej uciekać. I tak, jak napisała, nie zdołałbym tego uczynić, więc nie było sensu marnować sił i czasu. A może rozmowa z siostrą była mi potrzebna? Może coś wie o tych cholernych asangach. Może pomóc. Mam nadzieję.

۞۞۞

         Leżałem plackiem na łóżku w kanciapie rozmyślając o wszystkim i o niczym. Wpatrywałem się w kropkę na suficie, którą kiedyś pozostawił mój kumpel Diego. No, teraz to już były kumpel - zabił go jad wilkołaka. 
         - Wyglądasz jak wieśniak wyciągnięty z rowu - Odezwał się głos z okolic podnóżka mojego miejsca spoczynku. - Co ty w ogóle masz na sobie?! Co to za szmaty? - zadawała niezbyt konstruktywne pytania. Nie reagowałem. - Dave. Co. Się. Dzieje. - Każde słowo Sary wypowiedziane było z impetem godnym prezydenckiego przemówienia.
         Nie zwracałem na nią większej uwagi. Wpatrywałem się, już teraz bezmyślnie, w biały, miejscami złuszczony sufit.
         - Jak myślisz... Asangi zabijają dla przyjemności czy też tylko dla zachowania zasad? - zapytałem pustym głosem.
         - Te szmaty? One zabijają, kiedy chcą. Pamiętam taką jedną, Piper chyba się wabiła, zabijała swoich facetów. Nazywali ją Czarną Wdową. - odpowiedziała i usiadła u moich stóp, by przyjrzeć się nowo zakupionym trampkom. Cmoknęła zniesmaczona. 
To mnie pocieszyła tym wyjaśnieniem... Poczułem się jak mucha w sieci.
         - Dlaczego pytasz, młody? - Odrzuciła buty i położyła się koło mnie.
         - Poczytaj sobie. - powiedziałem i wskazałem liścik. Spojrzała na mnie wielkimi oczami. - Widzisz, teraz mam problem. Czy zrobiła to żebym do niej bojaźliwie wrócił, czy też jest to prawda. - rzuciłem i spojrzałem na Sarę spod rzęs.
    Jak zawsze potraktowała mnie poważnie. I za to ją kochałem, za każdym razem mogłem na niej polegać. Bez względu na okoliczności i problem, była przy mnie i nie dawała za wygraną.
         - Zrobimy tak: wrócisz do niej, ja poszperam za asangami. Może uda mi się znaleźć potwierdzenie tej informacji, nie wiem. Warto spróbować - zaczęła mówić pewnym głosem, tym, którym się najczęściej rządziła. - Ty będziesz świetnie udawał, że bardzo za nią tęskniłeś i musiałeś wrócić, bo zżerała cię zazdrość o to, że inny facet ją weźmie, tak? - zapytała jakbym był małym dzieckiem. Pokiwałem głową w geście zrozumienia. - Będziesz słodki jak ona, będziesz jej dawał kwiatki i laurki. Żeby się tylko nie zorientowała, że to gra. I po pewnym czasie przepytamy ją, a raczej ty, o jej naturę, jasne? A ja ci na boku znajdę pomoc. I trzeba cię koniecznie zeswatać, nie mogę patrzeć na ciebie gdy się kleisz do wszystkich panieniek w mieście. Ja mam na to monopol - zakończyła z uśmiechem na twarzy i wiedziałem, że się nie wymigam.

۞۞۞

         Zaczynamy fazę pierwszą, panie Cassidy. 
         Choć trochę byłem zniesmaczony faktem, że muszę udawać zazdrośnika i słodko zachowywać się wobec Marry, byłem gotów poświęcić się dla spełnienia planu mojej siostry. Wziąłem do ręki komórkę i lekko niezdecydowanie stukałem opuszkami palców w klawiaturę na ekranie. Wysyłałem SMSa do tej małej wiedźmy. Może nie takiej małej, ale mniejsza z tym - nawet małe potrafi nieźle zamieszać.

Hej. Co do Twojego liściku... Też mam nadzieję, że nie ostatnie. Spotkamy się gdzieś?

Szybka z niej diablica. Odpowiedź nadeszła po kilku sekundach.

Jasne, park? Czy jakaś kawiarnia?

         Jęknąłem w duchu. Dziwnym trafem właśnie zaczął działać mój szwankujący rozsądek. Lepsze jest miejsce z dużą ilością ludzi, tam nie odważy się mnie zaatakować, a w ten słoneczny dzień więcej osób będzie w parku. 

Park :) Widzimy się o 14 przy fontannie, OK?

OK. Czekam :)

         A więc... Kurtyna w górę i trzymaj za mnie kciuki, Bogu Nieszczęść.

۞۞۞

         Siedziałem na kancie fontanny, która z pluskiem wyrzucała z siebie strumień wody układający się w wodospady z piętrami. Przy okazji nie omieszkiwała ochlapywać mnie malutkimi drobinkami wody, które sprawiły, że miałem lekko wilgotne włosy. Przeczesywałem swoje kruczoczarne strąki, aby nadać im normalny wygląd kiedy poczułem, że ktoś pomaga mi szczotką. 
         Bądź słodki i kochający, pamiętaj. Pozwoliłem Marry poprawić mi fryzurę i odwróciłem głowę do tyłu. Jej twarz była o milimetry od mojego policzka.
         - Dziękuję za poprawienie koafiury, madame Mar - szepnąłem. Na zdrobnienie jej imienia uniosła kąciki ust.
         - Nie ma za co, monsieur Cassidy - powiedziała teatralnie i sztywno, jednak uśmiech nie schodził z jej twarzy. - Cieszę się, że cię widzę. - dodała i schowała szczotkę do torebki, która, jak standardowa torebka kobiety, mieściła wszystko - od kilofa po igłę z nitką. 
         Pochyliłem się i pocałowałem ją lekko w policzek. O tak, to jest aż za słodkie jak na normalnego Dave'a. Na policzki Marry wystąpił rumieniec.
         - Chciałem cię przeprosić i powiedzieć, że... Zbyt szybko cię oceniłem i podjąłem bardzo pochopną decyzję, której teraz żałuję. Wybacz mi, Mar - zakończyłem cichym głosem, schylając głowę w geście pokory. 
   Popatrzyła na mnie i dłonią podniosła moją głowę, ciągnąc ją do góry za podbródek.
- Nie chowaj się, Dave. Muszę cię widzieć, tak dawno cię nie widziałam... Tydzień to o wiele za długo. - wyznała i spojrzała mi w oczy.
         I zaczyna się słodkie zdenerwowanie. Może ona mi się po prostu znudziła? Nie wiem. Gdy słyszę te cukierkowe wyznania to biorą mnie mdłości. Ale mdłości są teraz pożądane. Przybliżyłem się i pocałowałem ją w kącik ust, a potem w środek warg. Czekałem, żeby nie przesadzić - a kiedy nie miała żadnych oporów, pocałowałem ją namiętnie. A niech uwierzy w to wielkie kłamstwo.
         - Dla mnie też za długo, mała - ostatnie słowo wymsknęło się niespodziewanie, ale dość komicznie zabrzmiało w moich ustach.

         Nazywałem tak tylko swoje ofiary. Czyżby przypadek?

    

3 komentarze:

  1. Wspaniały blog <3 Wpadłam tu na prośbę kumpeli o od razu się zakochałam. Każdy rozdział zapierał dech w piersi, a ten szczególnie o.o jesteś cudowna i masz wielki talent... Czekam na serial na podstawie tego bloga :P
    PS: Chciałam cię zaprosić do mnie na prolog. Jestem początkująca, a to mój 1 blog więc liczę na wytknięcie błędów ;3 O ile wpadniesz...
    http://damon-elena-big-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie, najlepszy rozdział. Świetny kontrast pomiędzy myślami i czynami bohatera w ostatniej części :)
    A dwa ostatnie zdania sprawiły, że chcę więcej.
    Poza tym, blog został dodany do spisu w aktualizacji 022. Zapraszam.
    http://wamp-mania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nazywałem tak tylko swoje ofiary.. ach ;d Nieźle nieźle, tylko pisz więęęęęęcej, błagam, bo to uzależnia.

    OdpowiedzUsuń